wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział siedemnasty


Jeśli ktoś miał wątpliwości co do stanu, w jakim znajdował się Tony, kolejne trzy miesiące zdecydowanie je rozwiały. Sam zainteresowany zorientował się, że nie dowierza tej całej sprawie z ciążą, dopóki nie wyczuł pewnego wieczoru twardej wypukłości w swoim wnętrzu. Później było tylko gorzej. Bóle kręgosłupa, opuchnięte kostki, waga pokazująca koszmarnie zawyżoną wartość...
Bogowie, za co?
Tony po raz pierwszy w życiu czuł się gruby, zmęczony i, nade wszystko, zdecydowanie nieatrakcyjny.
I zupełnie nie byłby sobą, gdyby nie zadręczał tym innych.
Oczywiście na pierwszej linii ognia stał jego najdroższy małżonek. Thor chyba jeszcze nigdy w życiu nie był tak blisko kompletnego rozstroju nerwowego, jak wtedy, kiedy Tony wręcz błagał, aby wymasować mu stopy, a w następnej chwili wpadał niemalże w histerię, bo co będzie jeśli on już taki zostanie?
Mimo wszystko Thor trzymał się dzielnie, w końcu dla swojego svassa zrobiłby wszystko, łącznie z systematycznym dostarczaniem mu jabłek.
Tony, jak to Tony, nawet w ciąży nie chciał zrezygnować z Ironmana, chociaż wszyscy Avengersi z Nickiem Furym na czele próbowali prośbą i groźbą odwieść go od tego pomysłu. W końcu jednak Dyrektor Fury się wkurzył i Tony dostał na metalową zbroję szlaban, przynajmniej dopóki potomek księcia Asgardu z niego nie wyjdzie.
Tony upierał się, że ciąża to nie choroba, na zmianę z namiętnym narzekaniem, że umiera, i że przy wydalaniu potomka jego biedne, metalowe serce wysiądzie na dobre, na co Fury zwykle odpowiadał, że to kiepsko, bo w takiej sytuacji nie będzie wiedział, czy posłać po respirator, czy śrubokręt. Taka sytuacja zwykle kończyła się świętym oburzeniem ze strony Tony'ego.
Wszyscy zgodnie jednak byli zdania, że ma siedzieć w domu, darować sobie wszystkie niebezpieczne misje i zająć się kontemplowaniem absolutu, najlepiej z dala od reszty drużyny. Nawet Thor wydawał się trochę mniej zainteresowany dotrzymywaniem mu towarzystwa, za to przepadał na sesjach wtłaczania w siebie alkoholu w towarzystwie Hawkeye'a.
Tony go za to nie winił, sam postąpiłby podobnie, gdyby to jego mąż spodziewał się dziecka, które trzeba będzie urodzić i wychować na w miarę normalnego pół-człowieka - pół-boga.
Bruce systematycznie robił mu badania i widać było, że nawet tych kilka miesięcy nie wystarczało, aby w pełni przeszedł nad faktem ciąży kolegi do porządku dziennego. Jako że Tony został praktycznie uziemiony, on i naukowiec całe dnie spędzali w laboratorium, grzebiąc nad fragmentami asgardzkiej technologii, którą Stark przywiózł ze sobą na Ziemię.
Banner nie krył zachwytu, mogąc mieć styczność z czymś, dosłownie, nie z tej Ziemi.
- A więc to jest fragment tego draństwa, które o mało nie anihilowało tego miasteczka w Nowym Meksyku? – spytał, z bliska przyglądając się kawałkowi niezidentyfikowanego metalu.
Tony pokiwał głową.
- Tak, to Destroyer. Piekielnie potężna bestia, jeśli wierzyć Asgardczykom.
- I dali ci go tak po prostu...
- Thor powiedział, że zbudują sobie nowego. - Tony wzruszył ramionami. Destroyer był prezentem ślubnym od Odyna. Stark nie był pewien, czy bardziej go pociąga rozkręcenie go na malutkie kawałeczki, czy używanie go jako straszaka na wszystkich jego wrogów. Na razie uznał, że dopóki nie odkryje, jak cholera działa, będzie on za karę spoczywał w kawałkach w jego warsztacie.
- Wiecie już, jak nazwiecie... no wiesz?
- Ładnie - palnął Stark. Nie chciał rozmawiać z Bannerem na ten temat. W końcu mało brakowało, a to on trzymałby w swoich flakach Płodzika. Tony poczuł coś z rodzaju ruchu powietrza w brzuchu, więc Płodzik najwyraźniej się cieszył, że tatuś o nim myśli i postanowił go pogłaskać od środka...
A potem go kopnął. Mocno. Najwyraźniej stwierdził, że głaskaniem wiele nie zdziała.
Tony’ego aż zgięło w pół.
- Ufff!
Bruce natychmiast się nad nim pochylił.
- Hej, wszystko w porządku?
Tony zamrugał, próbując się pozbyć mroczków sprzed oczu.
- Tak, ch-chyba tak.
- No, raczej nie jestem tego pewien – wymruczał Bruce.
Podsunął koledze krzesło.
- Dalej, siadaj – polecił.
Stark opadł ciężko na krzesło. W głowie nadal mu się kręciło, a na czoło wystąpiły kropelki potu.
- Matko, Tony – powiedział zmartwiony Bruce – jesteś blady jak ściana. Poczekaj chwilę, przyniosę ci trochę wody.
Tony tymczasem próbował dojść do siebie i zrozumieć co tak właściwie się stało. Płodzik go kopnął, a przynajmniej tak mogło się wydawać, bo przyszły tatuś poczuł to „kopnięcie” bardziej jak uderzenie stalowego młota .
Akurat to nie powinno go dziwić, w końcu Płodzik jest synem Thora. Jednak zaniepokoiła go reakcja jego ciała. Owszem, nosi w sobie dziecko boga piorunów, ale przecież sam jest nieśmiertelny, a to jedno kopnięcie omal nie zrobiło mu dziury w brzuchu.
Chociaż z drugiej strony, Thor tłumaczył mu, że dostał nieśmiertelność, nie odporność. To było irytujące. Thor po wypadku w czasie ich nocy poślubnej wychodził z założenia, że jego mąż jest delikatnym i kruchym stworzonkiem, które on musi bronić i nosić na rękach.
Dużą ilością wrzasków i pretensji udało się Tony'emu wybić mu z głowy takie podejście. A potem zaczął go paskudnie boleć kręgosłup i uznał, że noszenie na rękach wcale nie jest takim złym pomysłem. Honor prawdziwego mężczyzny musiał ustąpić przed problemami ze schylaniem się.
- Co ty wyprawiasz? - mruknął w stronę swojego brzucha. - Niegrzeczny Płodzik.
W odpowiedzi dostał kolejnego kopniaka i zemdlał.

***

Obudziły go głosy. Dużo głosów. Najwyraźniej znajdował się w środku jakiegoś zebrania. Leżąc w łóżku. Ciekawe.
- Budzi się – powiedział jakiś głos, w którym Tony natychmiast rozpoznał Melody.
Otworzył oczy i niemal krzyknął, bo tuż przed sobą ujrzał koszmar Picassa. Zamrugał aby pozbyć się łez i odetchnął z ulgą. Pochylała się nad nim zmartwiona twarz Thora, od którego niemiłosiernie zionęło piwem oraz brandy z jego prywatnego składu z alkoholem.
- Cholera, Thor, ile razy ci mówiłem, żebyś przestał rabować mój barek – mruknął.
Thor omal nie wybuchnął płaczem.
- Svass! Nic ci nie jest? Powiedz mi!
Tony odwrócił się i napotkał wzrok Bruce’a. Ten tylko wzruszył ramionami i wskazał na stojącego nieco na uboczu Clinta, który z całych sił starał się stać prosto.
Tony westchnął ciężko.
- Dobra, ile wypiliście? – spytał Hawkeye’a.
- No... duszooo - odparł tamten z zadziwiającą szczerością, ocierając świecącą twarz. - Ciałem popić Thora na pif-fo, ale mie ograł...
- Połóż się też lepiej - doradziła mu Melody ze współczuciem.
Tony zamrugał. Płodzik teraz siedział spokojnie, niemalże bez ruchu, ale trudno było zapomnieć o łomocie, jaki mu spuścił...
- Thor, zapłodniłeś mnie alienem. Jak wyjdzie przez mój brzuch, to wrócę jako duch i tak mnie popamiętasz, że... o, nienienie, nie znowu...
Aż usiadł na łóżku, kiedy poczuł następny kopniak, dosłownie uszło z niego całe powietrze. Gdzieś tam w mrokach świadomości zdawał sobie sprawę, że ktoś go przytrzymał, chyba Thor, co i tak nie zmieniło wiele, tylko to, że zwymiotował na pościel zamiast na poduszkę.
Kiedy ocknął się następnym razem, był już pod kroplówką, a wokół niego wrzała zażarta dyskusja.
- Musicie go zabrać z powrotem do Asgardu – przekonywał Bruce – wątpię aby tutaj ktoś zdołał mu naprawdę pomóc.
- Ale jak to możliwe, że ten dzieciak tak daje mu się we znaki? – zastanawiała się Natasha.
Melody prychnęła.
- To raczej nie powinno dziwić – wskazała na Thora, który leżał obok swojego svassa na łóżku – spróbowałabyś zajść w ciążę z nim.
Natasha widocznie wzdrygnęła na myśl o zachodzeniu w ciążę z Thorem.
- Tak, czy siak – kontynuowała – Banner ma rację, Tony musi wrócić do Asgardu. Tam powinni się nim zająć.
Tony przysłuchiwał się temu wszystkiemu nie otwierając oczu. Nagle jego uwagę przykuł dotyk czyjejś dłoni. Spojrzał i zobaczył Sygin, siedzącą na krześle, obok łóżka. Uśmiechała się do niego z troską.
- Głupi szwagier... - westchnęła. - Tony, on nie wiedział, wybacz mu. Ale tak jest zawsze, gdy ktoś z nas wchodzi w związki ze śmiertelnikami... Nie jesteśmy kompatybilni.
Otworzył oczy. Wyglądała na zmartwioną. Wszyscy wyglądali, nawet Natasza i wyraźnie skacowany Clint. Tony nagle poczuł się głupio... być znokautowanym przez płód to zdecydowanie żenująca sytuacja.
- W Asgardzie... - mruknął, dotykając napiętej skóry na brzuchu - ...wyjmą go ze mnie?
Thor popatrzył na niego z przerażeniem.
- Nie teraz. Za cztery miesiące.
Cztery miesiące. Patrzył się tępo w przestrzeń, mechanicznie gładząc się po brzuchu. Za cztery miesiące będzie martwy. Nie, nie będzie, w końcu jest nieśmiertelny... Wobec tego oszaleje z bólu i będzie żałował, że nie jest martwy...
Czuł się jak pieprzona Bella Swan. Pewnie przy końcu ciąży będzie wyglądał jak marzenie Karla Lagerfelda, tylko z brzuchem.
- Gdzie jest Fury? – spytał aby chociaż na chwilę zmienić temat.
- Siedzi z Coulsonem w jego biurze – wyjaśniła Melody – no wiesz, szefuje, czy co on tam zwykle robi.
- Ale kazał się na bieżąco informować o twoim stanie zdrowia – dodał Steve jakby na usprawiedliwienie.
W tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi. Melody otworzyła i do środka wszedł Coulson.
Uśmiechnął się niepewnie.
- Chciałem tylko zobaczyć, jak się czuje pan Stark.
Tony’ego nawet to ucieszyło.
- Wejdź stary – powiedział, starając się wyglądać lepiej niż się czuł.
Coulson stanął przy łóżku i czy tylko się Tony’emu zdawało, czy rzucił krótkie spojrzenie w stronę Sygin, a ona się uśmiechnęła? Przez tę całą ciążę zaczyna mieć omamy.
Cóż, jeśli ze sobą kręcili, to osobiście wręczy Philowi paczkę gumek. Nie potrzeba tutaj kolejnego morderczego Płodzika, o nie.
Szybko jednak okazało się, że Thorowi nie podoba się tłok przy łóżku męża i wszyscy zostali łagodnie wygonieni, a Tony'emu z jakiegoś powodu ulżyło. Nie chciał znosić tego ciągłego patrzenia się na jego wypukły brzuch, czuł się wtedy jak dziwadło.
Thor przysiadł się do niego (łóżko zaskrzypiało potępieńczo) i objął go gestem "przytulę, pocałuję i przestanie boleć". To było równie bezsensowne, jak miłe.
- Niedługo już to się skończy, kruszyno.
Tony'emu coś się przewróciło w brzuchu i tym razem nie był to Płodzik. Czy on właśnie nazwał go, dorosłego faceta bynajmniej nie o budowie anorektycznego nastolatka "kruszyną"? Kurczę, co mu się na mózg rzuciło...
Tymczasem Thor kontynuował:
- Wiem, że musi tam tobie być wyjątkowo nieprzyjemnie, ale nie martw się, tatuś jest tu z tobą.
Tony zrozumiał, jego mąż gadał do Płodzika. Spojrzał na niego, urażony.
- Ty może byś się tak o mnie zaczął martwić – powiedział. – Widzisz, co ja teraz przeżywam?
Wskazał na swój brzuch.
Thor westchnął i przytulił do siebie męża.
- Jeszcze dzisiaj musimy się spakować, jutro rano wyruszamy do Asgardu.
- Jesteś pewien, że to pomoże?
Thor przytulił go mocniej. Ewidentnie znaczyło to "nie".
- Nie jestem pewien, czy chcę wracać - kontynuował Tony. - Jest tam Loki. I... i mój ojciec.
To ostatnie ledwo przeszło mu przez gardło. Do tej pory nie wiedział, co Thor zrobił z jego cudownym tatusiem i wolał nie pytać. Prawdopodobnie coś paskudnego i bolesnego, a Tony nie był pewien, czy powinien się z tego powodu cieszyć, czy smucić.
- Dzieciak łamie mi żebra. Widać, że twój.
Thor położył swą wielką dłoń na jego zaokrąglonym brzuchu i zaczął go delikatnie masować, nucąc przy tym jakąś asgardzką pieśń. Po chwili nucenie przeszło w cichy śpiew. Musiał przyznać, że Thor ma bardzo ładny głos, chociaż każdemu pewnie trudno byłoby wyobrazić sobie potężnego boga piorunów śpiewającego kołysankę.
Tony miał wrażenie, że nieznośne ruchy w jego brzuchu stają się łagodniejsze, aż w końcu ustały.
Spojrzał na Thora z uśmiechem.
- Zasnął.
Ten skinął głową i pocałował Tony’ego w czoło.
- Moja matka śpiewała mi to, kiedy byłem mały.
- Muszę więc jej podziękować.

***

Asgard był dokładnie taki sam, jakim go zapamiętał. Tym razem wybrali się tylko we trójkę - on, Thor i Płodzik. W zasadzie, wszyscy stęsknili się za tym miejscem, ale Tony za to zupełnie nie tęsknił za Odynem.
Jednak to nie Odyna spotkał na tęczowym moście. Spotkał tam swojego ojca, a w zasadzie młodą i przystojną jego wersję, do tego do pary z piękną, ubraną w złotą suknię brunetką. Zamarł na ten widok, zwłaszcza, że tę brunetkę akurat znał.
- Loki, co ty w ogóle... - jęknął.
- Loki?!
Wszyscy jak na komendę odwrócili się w stronę Howarda. Ojciec Tony’ego wyglądał jakby dowiedział się, że ta ładna dziewczyna z obuwniczego to tak naprawdę facet. Jakby na to nie spojrzeć, tak właśnie było.
Wpatrywał się w kobietę z niedowierzaniem. Taz kolei posłała Tony’emu niezbyt przychylne spojrzenie, mówiące w skrócie: „Urwę ci za to łeb, Stark.” Thor wyglądał jakby nie do końca nadążał za rozwojem akcji.
Za to Tony nadążał i na jego twarzy zagościł nieprzyjemny uśmieszek.
- No proszę – powiedział do ojca – czyżbyś, tatusiu znalazł sobie „dziewczynę”?
Cudzysłów był aż nadto słyszalny.
Loki uśmiechnął się szeroko a paskudnie i wrócił do swojej normalnej postaci.
- Stark, ty idioto, zepsułeś niespodziankę! - powiedział tonem wyraźnie oznajmującym, że mimo tego cieszy się z reakcji Howarda, który teraz pozieleniał na twarzy, tak że jego paskudne wąsy a'la lata czterdzieste wydawały się jeszcze bardziej paskudne. - Howard, kochanie, ale powiedz, że i tak mnie kochasz! - dodał kobiecym głosem.
Tony w tej chwili nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Pomimo bólu, pomimo tego, że od jego brzucha promieniowało nieznośne gorąco, a nawet pomimo tego, że palce Thora wrzynały mu się w ramię.

Brak komentarzy: