Wbrew temu, co myśli wielu ludzi, Niflheim nie wyglądał, jak
typowe ziemskie wyobrażenie piekła. Prawdę powiedziawszy, to wcale nie wyglądał
jak piekło, z tej prostej przyczyny, iż piekłem nie był. Niflheim stanowił
typową krainę umarłych, i chociaż nie należał do miejsc wyjątkowo przytulnych,
nie można mu było zarzucić braku elegancji.
Legendy zwykle opisywały Krainę Umarłych jako ponure, skute
lodem miejsce, gdzie posyłane są dusze zmarłych, którzy nie mieli szczęścia
polec w bitwie. Nie wiadomo czemu, ale wikingowie wierzyli, że jedyną drogą do
wiecznego szczęścia była chwalebna śmierć w walce. Wtedy bohater z miejsca
trafiał do Walhalli i tam miał zagwarantowaną wieczną miejscówkę przy stole
wraz z ucztującymi bogami. Cała reszta, która miała pecha umrzeć w tak
trywialnych okolicznościach jak starość, choroba, czy zwykły wypadek, wędrowała
właśnie do Niflheimu.
Zapewne z tej prostej przyczyny zwykli śmiertelnicy (a
przynajmniej ci, którzy na co dzień dzierżyli miecze) wyobrażali sobie tę
krainę jako miejsce szczególnie paskudne. To smutne, jak bardzo czyjaś błędna
opinia może zepsuć czemuś reputację.
Tak naprawdę o samej Krainie Umarłych nie można było
powiedzieć wiele, poza tym, że była biała. I było jej dużo. Tak czy siak, gdyby
rozdawano nagrody za czystość w miejscu pracy, Hel z pewnością zdobyłaby
pierwsze miejsce.
Lokiemu miejsce, w którym się znajdowali, przypominało
midgardzki szpital, Thorowi - wielką, oświetloną pieczarę, a Howardowi nic nie
przypominało, ponieważ zbyt był zajęty rzucaniem się i złorzeczeniem w myślach,
aby zwracać uwagę na krajobrazy.
Ale nade wszystko, Nilfheim był pusty i cichy. Ich kroki
powinny odbijać się echem od ścian, ale nie słyszeli niczego, jakby biała
podłoga pochłaniała drgania.
Thorowi po plecach przeszedł dreszcz. Nie podobało mu się
tu. Powoli zaczął rozumieć, czemu przekonanie Heimdala zajęło im całe dwie godziny,
dużo więcej niż kiedykolwiek, gdziekolwiek wcześniej się wybierali.
A jak się już tam wybrali, to oczywiście, musieli natknąć
się na strażników, którzy z jakichś powodów nawet w Krainie Umarłych zawsze
znajdą posadę.
Łącznie było ich troje. Pierwsza, olbrzymka Modgud,
pilnowała mostu Gjallarbru nad rzeką Gjóll. Thora zawsze zastanawiała zasadność
nazywania czegoś takiego, jak most, szczególnie jeżeli wyglądał jak
najzwyklejszy w świecie drewniany most służący do przechodzenia po nim.
Modgud łypnęła na nich z czymś, co można było określić jako
znudzenie połączone z lekką irytacją. Będąc olbrzymką nie musiała się
szczególnie starać, aby wyglądać groźnie. Wystarczało, że stała.
Naturalnie Loki jako ojciec jej przełożonej mógł liczyć na
wolne przejście, jednak Modgurd nie byłaby sobą, gdyby nie pogapiła się przy
tym z wyraźną niechęcią na jego towarzyszy. Thor, chcąc zrobić jak najlepsze
wrażenie, uśmiechnął się przyjaźnie. Nie przyniosło to spodziewanego efektu,
chociaż zauważył, jak olbrzymka rzuca mu tęskne spojrzenie, kiedy przechodzili
przez most. Postanowił nie zastanawiać się, co to mogło oznaczać.
Będąc tuż przy bramie natknęli się na strzegących jej psa
Garma i trójgłowego olbrzyma Hrimgrimnira, ci wyglądali na jeszcze bardziej
znudzonych, co nikogo nie powinno dziwić. Strzeżenie bram do świata umarłych
nie należy do zadań wyjątkowo fascynujących. Przede wszystkim polega na staniu.
Howard na widok tych wszystkich stworów przestał się rzucać,
za to zaczął mocno drżeć. Samopoczucie Thora lekko się poprawiło.
- Bracie, gdzie w ogóle idziemy?
Loki westchnął.
- Przed siebie. To Nilfheim, nie dróżka za płotkiem. Jeśli
Hel zechce, wyjdzie do nas.
- A jeśli nie?
- Będziemy się błąkać w nieskończoność.
***
- Pić... - błagał Howard, gdy w końcu go rozwiązali. Nie
mieli pojęcia, ile szli, ale zapewne minęło więcej niż dwie doby. Thorowi
zaczynał doskwierać głód, ale Loki wyglądał na równie niewzruszonego jak
zawsze. W końcu zarządzili postój, głównie dlatego, że Loki zauważył, że
jeszcze trochę, a śmiertelnik im umrze i nici z wymiany. W Nilfheimie jabłka i
inne sztuczki nie pomagają.
Kłopot polegał na tym, że nie zabrali ze sobą nic do picia.
Loki popatrzył na brata wymownie.
- No, Młociu, dla mężusia.
Thor zawahał się, gdy Loki z szerokim uśmiechem podał mu wąski
sztylet. Howard przyglądał się temu z szeroko rozwartymi oczami i z jakiegoś
powodu bardzo przypominał teraz Tony'ego.
Thor jednym szybkim ruchem otworzył sobie żyłę na
nadgarstku, a krew zaczęła pływać mu po dłoni i skapywać na podłogę. Podsunął
ją Howardowi pod nos.
- Masz. Pij.
Stark spojrzał na niego wybałuszonymi oczami.
- Ale… oszalałeś? – zdołał wycharczeć.
Thor wzniósł oczy ku niebu.
- Pij – rozkazał. – To jedyny sposób, aby ugasić pragnienie.
Kiedy ten nadal wyglądał na nieprzekonanego, zbliżył się
Loki.
- Posłuchaj – rzekł. – W tym miejscu nie działa
nieśmiertelność, jeżeli tutaj umrzesz, to twoja dusza zostanie tu już na
zawsze, rozumiesz?
Howard uśmiechnął się gorzko.
- Przecież i tak mam tutaj pozostać, nie robi mi to żadnej
różnicy.
Loki wybuchnął śmiechem.
- Och, ależ jest różnica – powiedział. – Ginąc tutaj,
skończysz błąkając się po tym pustkowiu w nieskończoność, więc jedynym
ratunkiem dla ciebie jest dostanie się do Hel, bo tylko ona wie, co począć z
ludzką duszą.
Howard wyglądał jakby trawił tę informację. W końcu
niepewnie chwycił zranioną rękę Thora, zamknął oczy i zaczął spijać cieknącą z
niej krew.
To była zdecydowanie najdziwniejsza chwila, jaką Thor
przeżył, a tak się składało, że miał szczęście do rzeczy dziwnych. Stał tak ze
trzy minuty, czując jak Howard Stark niecierpliwie ssie jego nadgarstek, aż
tkanka zaczęła się zrastać i krew przestała płynąć. Howard uniósł głowę, a
wargi miał całe w jego krwi i spojrzał na niego tak dziwnie, że Thor
natychmiast cofnął rękę. Loki natomiast parsknął krótkim, urwanym śmiechem.
- Pomyśl o tym, że to głównie woda.
- Moim zdaniem lepiej myśleć, że to krew - stwierdził
ciepły, kobiecy głos, a w powietrzu nagle zawoniało słodką zgnilizną. Loki ani
drgnął, ale Thor odwrócił się powoli. Niecałe dwa metry od niego stała Hel,
naga, o jasnych włosach spływających jej aż do kostek. Lewa część jej ciała
wyglądała znajomo, z ostrymi rysami i szarymi oczami Lokiego, prawa składała
się z przegnitego, poczerniałego mięsa, przez które gdzieniegdzie przeświecała
naga kość.
Uśmiechnęła się, co wyglądało zdecydowanie lepiej na lewej
połowie twarzy.
- Witaj, tato – powiedziała – dawno cię nie widziałam.
Loki wzruszył ramionami.
- Byłem zajęty – odpowiedział. – Wiesz jak to jest.
Hel z pewnością wiedziała. Jako władczyni świata umarłych
była zajęta praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w
tygodniu, bez szansy na urlop, czy chociażby chwilkę wolnego.
Zauważyła Howarda, który na jej widok tak zaczął szczękać
zębami, że było go pewnie słychać aż w Asgardzie.
- A któż to taki, jeśli można spytać?
Zbliżyła się do pobladłego ze strachu mężczyzny.
Loki uśmiechnął się lekko.
- On jest, jak by to ująć, związany z powodem naszej wizyty
– wyjaśnił.
- A ten powód to…? – zainteresowała się Hel.
Naprzód wystąpił Thor.
- Jest u ciebie ktoś, kogo w ogóle nie powinno tutaj być.
Mówiąc to wyglądał, jakby przygotowywał się na stoczenie
bitwy.
- Och – powiedziała Hel. – Dajcie mi chwilkę, dobrze?
I nagle w jej dłoniach pojawiła się wielka księga. Rozłożyła
ją na najbliższym zaśnieżonym głazie.
- Hmm, spójrzmy – mruknęła, kartkując księgę.
Trzej mężczyźni niemal zaglądali jej przez ramię.
- Mam – wykrzyknęła. – Tony Stark, śmiertelnik, mąż Thora
Odinsona, och… - spojrzała na Thora – tak bardzo mi przykro, wujku.
Z jakichś powodów nie wyglądało, aby jej było przykro. Była
raczej rozbawiona i zaciekawiona, a to, chociaż lepsze niż otwarta wrogość,
dawało kiepskie przewidywania na przyszłość.
- Prawdopodobnie wiedziałabym o tym wcześniej, gdybyście
zaprosili mnie na ślub.
Thor głośno przełknął ślinę. Hel była z tej części rodziny,
o której się nie wspominało nawet szeptem. Gdyby zaprosić ją gdziekolwiek, nikt
inny by się nie pojawił. Nieśmiertelni zadziwiająco panicznie obawiali się
śmierci.
Hel jednak tylko uśmiechnęła się jeszcze szerzej, pokazując
z jednej strony piękne gniazdo czerwi w policzku.
- Rozumiem, wujku, że przyszedłeś tutaj z wielkiej miłości?
To takie romantyczne...
- Nie powinien był umrzeć – przerwał jej Thor.
- Tak mówią wszyscy bliscy osób, które odeszły, wujku –
stwierdziła Hel. – Ale taka jest kolej rzeczy, nie zmienisz jej.
Thor pokręcił głową.
- Nie rozumiesz, on… – wskazał na Lokiego – gdyby nie on,
Tony nadal by żył.
- Skąd niby mogłem wiedzieć, że poród okaże się dla niego
przeżyciem śmiertelnym? – odparował Loki.
- No, no, no – przerwała im Hel – przestańcie, to i tak się
nie liczy.
Kiedy obaj spojrzeli na nią pytająco, westchnęła.
- Przyczyna śmierci nie ma znaczenia, ważne jest to, aby
delikwent trafił tam, gdzie powinien – popatrzyła na rozciągające się wszędzie
lodowe równiny. – Dla was, żyjących, ważne są tylko pozory, sam fakt czyjejś
śmierci jest niesprawiedliwy. Jednak zapominacie, że ja nie zajmuję się
sprawami żywych.
Tutaj znacząco spojrzała na Howarda.
Thor wziął głęboki oddech, ale tutejsze powietrze było
dziwne - nie czuł jego powiewu w ustach, jakby oddychał nieruchomym eterem.
- Chcemy się wymienić. Jego życie za życie Tony">
Lokiemu miejsce, w którym sss="MsoNormal">
Howard pobladł, gdy Hel przyjrzała się mu uważnie.
- Jeszcze nie jego czas.
- Czemu ma ci zależeć, czyja dusza do ciebie trafia?
- A sądzisz, że to uczciwa wymiana? Twój ukochany małżonek
za tego utytłanego twoją posoką śmiertelnika? Naprawdę sądzisz, że się na to
zgodzę? Zaproponuj równą wymianę, a zgodzę się.
Najpierw Thor zdawał się załamany, ale już po chwili na jego
twarzy pojawiła się twarda pewność siebie. Spojrzał Hel w oczy.
- A co, jeśli ja zajmę miejsce Tony’ego? Czy wtedy wymiana
będzie równa?
Nawet Loki wyglądał na zaskoczonego takim obrotem wydarzeń.
Thor tak naprawdę rzadko kiedy potrafił kogokolwiek zadziwić, jeżeli nie
chodziło o jego siłę.
Hel przyglądała mu się z niedowierzaniem.
- Naprawdę chcesz to zrobić? – spytała zaintrygowana. – Tak
bardzo kochasz tego śmiertelnika, że jesteś gotowy oddać swoją duszę tylko po
to, aby on mógł żyć?
Thor ani na moment nie spuścił z niej oczu.
- Tak.
- Jeżeli to zrobisz, już nigdy nie opuścisz tego miejsca –
przypomniała mu. – Nawet samemu Baldurowi się to nie powiodło.
Nagle Loki parsknął po raz kolejny śmiechem.
- Młociu, ja wiem, żeś jest durny i bohaterski, ale to już
przesada. Chcesz się poświęcić dla tego małego śmiertelnika? Jakie to urocze. A
teraz wracajmy.
Położył Thorowi dłoń na ramieniu i lekko go pociągnął. Bez
rezultatu. Thor patrzył na Hel z zaciętą miną.
- Jeśli muszę to zrobić...
Bogini śmierci roześmiała się lodowato, a jej głos jako
jedyny potoczył się echem.
- Prawda, lekką ręką rozporządzasz swoim życiem. To nadal
nie jest uczciwa wymiana, wujku.
- Wobec tego czego chcesz?
- Daj mi tatusia. To będzie uczciwe.
Loki nagle pobladł, ale nie tak bardzo, jak Thor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz