Hej! To kolejny rozdział waszej ulubionego melodramatu!
Rozdział dedykowany jest Marion Ravenwood za cudowną betę! Lovvciamy cię!
Ale najpierw odpowiedź dla Czytelniczki, która zauważyła,
że nasze bohaterki są Mary Sue:
***
Bruce siedział w swoim laboratorium, próbując zająć się
czymkolwiek, byleby tylko nie myśleć o swoim chłopaku, a raczej byłym chłopaku.
Dlaczego tak się tym przejmował? W końcu Thor wydawał się być bardzo szczęśliwy
z Tonym, a tego przecież Bruce chciał. Problem w tym, że jakoś zbyt szybko
blondwłosy bóg znalazł sobie zastępstwo na jego miejsce. Oczywiście, Bruce nie
chciał, aby jego ex cierpiał, jednak to bolało. Banner rzucił Thora niespełna
dwa dni temu, a tu nie mijają dwadzieścia cztery godziny, a ten już planuje
ślub z Tonym Starkiem. Tonym „Mam Forsę Więc Wszyscy Możecie Się Wypchać”
Starkiem. Jak w ogóle mogło do tego dojść? A co, jeśli to całe zerwanie było
ukartowane? Co, jeśli Thor i Tony kręcili razem za plecami Bruce’a i czekali
tylko, aż on usunie się im z drogi?
Pukanie do drzwi przerwało jego rozmyślania i do pomieszczenia
wszedł Steve.
- Tutaj jesteś – rzekł z ulgą. – Wszędzie cię
szukałem.
W tym momencie Bruce przerwał to, co robił i praktycznie
uwiesił się Steve’owi na szyi, łkając głośno. Ten natychmiast objął go swoimi
silnymi ramionami.
- Skarbie, co się stało? – spytał zmartwiony.
Steve nie bez powodu był nazywany najświętszym z Avengersów
(według Starka "najbardziej świętojebliwym") - z anielską wręcz
cierpliwością znosił napady płaczu, gniewu i histerii Bruce'a. Teraz też tylko
zaczął głaskać go po plecach, czekając, aż uspokoi się na tyle, aby móc
odpowiedzieć na pytanie.
- Bo Thor chyba wcale mnie nie kochał! - wybąkał Bruce w
końcu gdzieś w okolice szyi Kapitana. - I czuję się wykorzystany!
Tak, to był poważny problem. Steve nie przepadał za Thorem -
głównie dlatego, że ogólnie nie przepadał za niczym, co nie było w stu
procentach amerykańskie. A Thor był tak bardzo nie-amerykański, jak można sobie
to było wyobrazić. No i był byłym jego faceta, a to prawie jak deklaracja
otwartej wojny.
- Ciii, kochanie, przecież nawet nie musisz ich oglądać. My
zostaniemy tutaj, a oni nie będą nas niepokoić...
- Ale dlaczego on chce brać ślub z Tonym, a nie chciał ze
mną? - wyszlochał Bruce, dając się biernie gładzić po włosach i karku.
Steve westchnął. Jak dla niego, cała ta sprawa ze ślubem
była tylko pomysłem Starka, aby dokuczyć jemu i Bruce’owi. A Thor to i tak
skończony idiota, więc wystarczyło, aby Tony posłał mu ten swój markowy uśmiech
i bóg już jadł mu z ręki.
- Nie przejmuj się tym, maleńki – starał się uspokoić
swojego chłopaka. – Ten tępy, nordycki mięśniak nie jest ciebie wart. Zapomnij
o nim.
Bruce podniósł na niego załzawione oczy i Steve musiał
przełknąć ślinę. Jeżeli istniał ktoś, kto mógłby konkurować ze szczeniaczkiem
jeżeli chodzi o spojrzenie, to tym kimś z pewnością był Bruce Banner.
- Na…naprawdę tak myślisz? – wychlipał cichutko, a łzy
ciekły mu policzkach.
Steve starł te łzy i ucałował oba wilgotne policzki.
- Oczywiście – zapewnił. – Zresztą teraz masz mnie, a ja nie
pozwolę cię skrzywdzić.
Na te słowa twarz Bruce’a się rozpromieniła, a on sam wspiął
się na palce i pocałował Steve'a krótko w usta, niemal natychmiast się
rumieniąc. Steve zaśmiał się lekko, ot, cały Bruce. Po czym zauważył z
zainteresowaniem, iż fioletowa koszula Bruce’a zaczęła nagle ukazywać nieco
więcej klatki piersiowej, a gładka skóra aż prosiła się aby ją pogładzić.
Dziwne, przysiągłby, że chwilę wcześniej te guziki były zapięte. Cóż, musiał
się pomylić i tyle. Schylił się za to i zaczął delikatnie całować skrawek odkrytej
skóry. Bruce westchnął i jego ręce jakby mimowolnie zjechały do krawędzi
koszulki Steva i uniosły ją lekko. Rogersowi nie trzeba było nic tłumaczyć,
podniósł Bannera i usadowił go na stole, przy którym ten jeszcze przed chwilą
pracował, po czym zajął się rozpinaniem reszty guzików jego koszuli. Z jakichś
powodów każda koszula noszona przez Bruce’a zawsze była o rozmiar za mała. Cóż,
nie każdy musi być dobry w odpowiednim doborze odzieży, prawda?
***
Tony nie wiedział, czego tak naprawdę spodziewać się po
Asgardzie, ale gdy już udało mu się powstrzymać mdłości spowodowane nagłym
przeskokiem o miliony lat świetlnych, zareagował tak jak wszyscy inni: zaczął
się obawiać, że jego szczęka spadła z Bifrostu i właśnie dryfuje swobodnie w
przestrzeni.
- Ooo...
- Łał...
- Jejku, wy tu naprawdę mieszkacie?
Nawet Raven, ze swoim cynizmem i dystansem do wszystkiego,
wyglądała na co najmniej zainteresowaną. Loki jednak tylko prychnął. Też mu
coś, kiczowaty Tęczowy Most.
- Asgardzka technika... - powiedział z zachwytem Tony, jakby
były to dwa najbardziej podniecające słowa na świecie.
Thor, który wyglądał jak uosobienie dumy i samouwielbienia,
objął zachwyconego Tony’ego ramieniem.
- I jak ci się podoba mój dom, svass? – spytał, jakby
doskonale znał już odpowiedź.
Oczy Starka wyglądały jak jarzące się reflektory, kiedy
przypatrywał się panoramie przed nim.
- Żartujesz? – Tony brzmiał niczym mały chłopiec, któremu
właśnie sprezentowano Disneyland na własność. – To jest genialne!
I natychmiast dorwał się Tęczowego Mostu, próbując badać
jego strukturę.
- Jak myślicie – rzucił przez ramię – pozwolą mi tutaj na
odbycie małych badań, ale takich maleńkich? Chcę tylko zobaczyć jak to wszystko
działa.
Thor podszedł i jednym ruchem postawił swojego narzeczonego
na nogi.
- Ależ naturalnie! Będziesz mógł zajmować się tą swoją
nauką, ile tylko zechcesz. Oczywiście, jak tylko weźmiemy ślub.
Stojący z tyłu Loki udawał, że wymiotuje, za to Stark nagle
zaczął się bardzo śpieszyć.
- No to co my tu jeszcze robimy? – chwycił śmiejącego się
Thora za rękę. – Miejmy już ten ślub za sobą.
Loki nagle uśmiechnął się szeroko i bardzo, bardzo
paskudnie.
- Braciszku... a czy poinformowałeś kochanego szwagra in
spe, ile tutaj trwają przygotowania do ślubu i sama uroczystość?
Stark wyglądał, jakby ktoś mu starł nagle uśmiech z twarzy,
ale Thor uspokajająco pogłaskał go po ramieniu.
- Myślę, że ze względu na... szczególne okoliczności i
podniosłość tej wspaniałej chwili, uporamy się z tym w trzy miesiące...
- Chyba trzy stulecia - parsknął Loki. - Chociaż twój
szanowny ojciec z matką uwinęli się z tym w jedyne pięćdziesiąt midgardzkich
lat...
Musiał przyznać, iż mina Starka była bezcenna.
- Pięćdziesiąt lat?! – Tony popatrzył na Thora
błagalnie.
Loki wyglądał, jakby bawił się świetnie.
- Och, no wiesz , ślub w Asgardzie to nie przelewki –
powiedział z udawaną powagą. – Wiesz, ile pracy wymaga przygotowanie samego
wesela?
- Ale… – Tony się załamał – przecież jak już wreszcie się
pobierzemy, to ja będę miał wtedy ponad osiemdziesiąt lat, przyjmując
oczywiście, że dożyję tego wieku.
- Thor chyba wspominał coś o trzech miesiącach.
Wszyscy jak na znak obejrzeli się na Melody, a bóg gromu
pokiwał głową.
- No to może dałoby się skrócić czas przygotowania do dwóch
midgardzkich miesięcy – zaproponowała. – Wtedy moglibyśmy wszyscy zrobić sobie
prawdziwe wakacje.
Thor zamyślił się i po chwili stwierdził:
- Tak, myślę, iż mógłbym namówić ojca na przyspieszenie nieco
ceremonii.
Perspektywa całych dwóch miesięcy spędzonych w Asgardzie z
miejsca wpłynęła pozytywnie na humory obecnych Avengersów. W końcu, ile razy w
życiu ma się możliwość spędzenia wolnego czasu w krainie nordyckich
bogów?
O tym, że wtedy Ziemia pozostanie pozbawiona swoich
superbohaterów, nikt nie myślał. W końcu istniały jakieś priorytety.
***
Odyn wyglądał... No cóż, surowo. I z jakiegoś powodu
przypominał Tony'emu jego własnego ojca, papę Starklina, jak go nazywał czasami
ironicznie w myślach. Po raz pierwszy od czasu, gdy wyruszyli na tę kosmiczną
eskapadę, zaczął mieć wątpliwości.
Bo Wszechojciec wcale nie wyglądał na zachwyconego, gdy Thor
po powitaniu i całej stercie wymówionych w dziwnym, ostrym języku formułek
grzecznościowych wreszcie wytłumaczył, z jaką sprawą wraca. Prawdę mówiąc,
patrzył na swojego pierworodnego, jakby ten zwariował.
- Synu... - powiedział w końcu łagodnie, tak, jak powinno
się mówić do ludzi kompletnie szalonych. - Wiesz, że toleruję twoje różne...
dziwne pomysły, czasem lepiej, czasem gorzej... Ale nie spodziewałem się, że
przywleczesz tu chuderlawego, dziwacznie ostrzyżonego i ubranego śmiertelnika z
nie wiadomo jakim pochodzeniem i poprosisz mnie... nie, zaczniesz żądać... abym
udzielił wam ślubu. Nie sądzisz, że to byłby spory afront dla twojej szacownej
matki i wszystkich twoich przodków?
- Hej! – zaoponował oburzony Tony. – Wcale nie jestem
chuderlawy, moje muskuły są w jak najlepszym stanie.
Po czym przyjrzał się zebranym wokół Asgardczykom, z których
każdy wyglądał jak bliski krewny Arnolda Schwarzeneggera.
- Ojcze! – rzekł Thor, robiąc krok w stronę Odyna. – Sam mi
rzekłeś dawno temu, że jakkolwiek bym nie wybrał, kiedy tylko przyjdzie czas,
ty zaakceptujesz ten wybór.
Twarz Odyna złagodniała, o ile coś, co wygląda jak wyciosane
z kawała skały, można uznać za łagodne.
Thor kontynuował:
- A ja kocham Tony’ego i możecie mi wszyscy wierzyć – tutaj
potoczył wzrokiem po zebranych - jest on jak najbardziej godny poślubienia
mnie. Zapewniam, iż nie zawiedzie on twoich oczekiwań, ojcze.
Widać matka Thora postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, bo
uśmiechnęła się i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Kochany mój – rzekła Frigga – sam wiesz, że nie powinno
oceniać się nikogo po tym, jak wygląda, a jeżeli nasz syn uważa tego oto
midgardczyka za godnego siebie, to musi tak być.
Królowa posłała Tony’emu matczyny uśmiech, a on poczuł, że
naprawdę zaczyna ją lubić.
Odyn najwyraźniej uznał, że nie ma wyboru.
- Przemyśl to, synu. Proszę.
***
Thor nie miał pojęcia, gdzie wsiąkł Tony. Wszyscy Avengersi
w szampańskich humorach dawali się oprowadzać po Asgardzie, jednak w pewnej
chwili Tony po prostu rozpłynął się w powietrzu. Poszukiwania trwały całe dwie
godziny, aż wreszcie Thorowi udało się go znaleźć. W warsztacie karłów, pośród
rozrzuconych kawałków Destroyera.
Tony obdarzył go spojrzeniem człowieka, który w ogóle nie
kojarzy, gdzie się znajduje.
- Hej, jeszcze nie rozszyfrowałem, gdzie to cholerstwo ma
wsadzony napęd, ale jeszcze chwilka i...
- Tony... - Thor przerwał mu łagodnie. - Mamy za dwadzieścia
minut oficjalną kolację, a ty siedzisz tu półnagi... i upaprany jakimś
smarem...
Przerwał, gdy dotarło do niego, co mówi. I na co
patrzy.
Do Tony’ego też najwyraźniej to dotarło, bo rozejrzał się
czy przypadkiem nie ma gdzieś w pobliżu przypadkowej widowni i przeciągnął się,
jakby od niechcenia prezentując błyszczący od smaru, umięśniony tors. Oraz
fakt, iż jego spodnie ledwo trzymają mu się na tyłku, a on jeszcze uśmiecha się
zalotnie.
Thor przełknął ślinę i też się rozejrzał, po czym zbliżył
krokiem spacerowym i usiadł na ziemi tuż obok wyglądającego jak symbol seksu
Tony’ego. Ułożył się wygodnie, podparty łokciem i tak przyglądał się przez
chwilę swojemu przyszłemu małżonkowi, aż wreszcie chwycił jego twarz w swą
wielką dłoń i przyciągnął do siebie, całując namiętnie.
Tony jęknął, Thor naprawdę całował jak profesjonalista,
wręcz nie dało się od niego oderwać. Nagle wpadł na pomysł i zaczął delikatnie
przesuwać wolną ręką wzdłuż torsu partnera.
Thor był tak zaabsorbowany pocałunkiem, że nawet nie
zauważył, kiedy ręka Tony’ego wylądowała na jego spodniach i lekko ścisnęła
zawartość.
Dźwięku, jaki w tym momencie wydał z siebie bóg piorunów nie
powstydziłby się gwiazdor porno. Nagle popchnął swego narzeczonego aby ten
położył się na plecach, samemu kładąc się na nim, ale tak, aby go nie
przygnieść. Co ciekawe, ani przez chwilę nie przestawali się całować.
Po chwili jednak Thor oderwał się od Starka i spojrzał na
niego zamglonymi oczami.
- Nie możemy teraz… - wymamrotał.
Tony przyglądał się mu, jakby zwariował.
- A to niby czemu?
- Przecież sam mówiłeś, że chcesz poczekać z tym do nocy
poślubnej.
„Tak, i byłem wtedy cholernym idiotą”, pomyślał Tony .
- Właśnie zmieniłem zdanie – oświadczył Tony, uśmiechając
się lubieżnie.
Thorowi w pełni to wystarczało, więc ochoczo wrócił do całowania
swego wybranka. Tym razem opuszczając chwilowo usta i zajmując się jego
szyją.
Tony wydał z siebie serię jęków i zaczął się zastanawiać jak
wyciągnąć Thora z tego dziwnego czegoś, co miał na sobie. Jedyne, co mu się
udało, to znalezienie drogi do jego spodni. Musiał przyznać, że Thor miał iście
boski tyłek, przynajmniej taki wydawał się w dotyku.
Thor tymczasem znów wydał z siebie ten swój seksowny pomruk
i zajął się pozbawianiem siebie spodni. Tony nie mógł być mu bardziej
wdzięczny, sam też zaczął mocować się ze swoimi dżinsami, kiedy ni stąd, ni
zowąd, do warsztatu przypałętał się Clint.
- Hej Tony, jesteś tu? Zaraz zacznie się impreza i wszyscy
cię szu… - zamilkł.
Obaj mężczyźni przyglądali mu się, za to on próbował zrobić
wszystko, tylko nie patrzeć na goły tyłek boga piorunów. Chociaż musiał
przyznać, iż było na co patrzeć.
Niezręczną ciszę przerwał Tony.
- Uhm, Clint – zaczął powoli – czy mógłbyś…
- Jasne! Przepraszam! Już sobie idę!
I Clint czym prędzej wycofał się na z góry upatrzone pozycje.
Tony westchnął i spojrzał na Thora z rezygnacją.
- Chyba z tym miziu-miziu trzeba będzie jednak
zaczekać.
Thor wyglądał na zdziwionego.
- Miziu-miziu?
Tony uśmiechnął się szarmancko.
- Później ci pokażę. A teraz wciągaj spodnie – powiedział,
klepiąc Thora w tyłek – musimy wyglądać reprezentacyjnie.
***
Skała była niewygodna. W zasadzie, była naprawdę paskudnie
niewygodna. Ale to nie był największy problem Lokiego. Bóg kłamstw spojrzał z
nienawiścią w oczy wiszącego nad jego twarzą węża, ale gad nie wydawał się
zbytnio zainteresowany. Za to ślinił się jak cholera.
Raven oparła łokieć o udo tak, aby było jej jak najwygodniej
trzymać misę, do której spadał jad węża. Gdyby odsunęła ją choćby na sekundę,
piękna buzia Lokiego szybko przestałaby być taka ładna.
- Trzeba przyznać, że ktoś miał fantazję... - westchnęła. -
A twój braciszek pewnie teraz ucztuje i czyni przygotowania do ślubu...
Loki przez chwilę myślał.
- Stark... który to?
- Nie wiesz?
- Gdy widzisz robaki, pytasz się ich o personalia?
- Cóż... blaszak.
- Musi być wariatem, aby chcieć się hajtać z Młotkiem.
Raven zrobiła balonik z gumy, którą akurat żuła.
- Blond dziunia ma rację, to puszczalska parówa. Do tego
wyczuwa czający się za rogiem kryzys wieku średniego, a wtedy już nic, tylko
obstawiać, co mu wysiądzie pierwsze: serce czy wątroba. Propozycja
nieśmiertelności musi wydawać się mu niezwykle kusząca... trzeba przyznać, że
drogo udało mu się sprzedać własny tyłek.
Loki prychnął.
- Nie myśl, że mój drogi „braciszek” poderwał go tylko na
bajeczki o nieśmiertelności. Co jak co, ale on wie, jak operować zawartością
swoich spodni.
- Myślisz, że Stark jest aż tak zdesperowany? – Raven
uniosła brwi.
- Zdesperowany czy nie, ale młotkowi Młotka z pewnością się
nie oprze – Loki wyraźnie się skrzywił. – Pewnie już zdążyli znaleźć sobie
jakiś wygodny kącik do baraszkowania.
Raven wyobraziła sobie baraszkujących Starka i Thora, i ta
wizja wydała jej się nawet całkiem ciekawa.
- Zresztą – Loki odezwał się po chwili – i tak najciekawsze,
zdaje się, dopiero przed nami.
- Co masz na myśli? –spytała Raven z zaciekawieniem.
Loki zachichotał, nie ukrywając rozbawienia.
- Zrozum, moja droga Raven, iż rola Starka nie kończy się
jedynie na formalnym staniu u boku Thora i zabawianiu go w łóżku.
Raven kiwnęła głową.
- No, biorąc pod uwagę, że Młotek jest tutaj następcą tronu,
to nawet logiczne, bo Stark pewnie będzie musiał przyjąć jakiś tytuł, czy
coś.
- Och nie, mi chodzi o coś zupełnie innego – Loki pomachał
ręką. – Otóż pozostaje jeszcze kwestia dziedzica.
Raven wypuściła kolejny balon z gumy i się
zastanowiła.
- Faktycznie – stwierdziła po chwili. – Młotek niespecjalnie
popisał się inteligencją. Przecież Blaszak żadnego potomka mu raczej nie da. To
niemożliwe.
Loki tylko się roześmiał.
Raven zerknęła na niego spod brzegu trzymanej misy.
- Co jest w tym takiego zabawnego?
- Ot to, że to niezupełnie prawda.
Dziewczyna nadal przyglądała mu się nic nie rozumiejąc. Więc
Loki zaczął jej tłumaczyć.
- Tony Stark może i być mężczyzną według waszych
midgardzkich standardów. Jednak tutaj, w Asgardzie, natura działa w nieco inny
sposób. W końcu mieszkają tu bogowie.
Słuchającej go dziewczynie aż opadła szczęka.
- Chcesz mi powiedzieć, że Stark może tak po prostu…
Loki uśmiechnął się złośliwie.
- O, tak.
***
Tuż po czymś, co Tony'emu wydało się być bardzo nudnym
bankietem z ludźmi w bardzo dziwnych strojach, nastał wieczór. Tony praktycznie
odliczał minuty do wieczoru, czując przy tym paskudne napięcie w dole brzucha,
które wręcz błagało o ujście. A tak się złożyło, że nie wziął chusteczek
higienicznych, a tutejsze toalety... Cóż, jakoś nigdy nie myślał o tym, że
bogowie się wypróżniają i teraz już wiedział, czemu. Nie robili tego.
Po tych wielu godzinach czystej udręki wreszcie rzucił się
na olbrzymie łóżko, które miał dzielić ze swoim narzeczonym in spe i ze
zniecierpliwieniem czekał, aż Thor wreszcie przyjdzie i skończy to, co zaczął w
warsztacie.
Thor owszem, przyszedł. Z zakłopotaną miną.
- No, bo wiesz... Pamiętam, co powiedziałeś o midgardzkich
zwyczajach i bardzo mi przykro z powodu tego, co zrobiłem. Muszę więc ci chyba
obiecać, że to się już nie powtórzy...
Tony mentalnie pacnął się w czoło. No, ależ oczywiście, że
jest mu przykro! Czemu Tony w ogóle opowiadał mu te bzdury midgardzkich
tradycjach? Och tak, bo był idiotą!
- Thor, skarbie – postarał przybrać przy tym najbardziej
sugestywną pozę – wcale nie musisz zawracać sobie głowy tymi idiotycznymi
zwyczajami.
- Ależ svass – oburzył się Thor – nie mogę ci tego zrobić.
Te zwyczaje są dla ciebie bardzo ważne, a moim obowiązkiem jest ich
uszanowanie.
Przyszły mąż księcia Asgardu nie wytrzymał i usiadł na
łóżku. Dobra, będzie musiał parę spraw mu wytłumaczyć.
- Widzisz... – zaczął i zagryzł wargę – z tymi naszymi
midgardzkimi tradycjami to nie do końca jest tak… eee… chodzi o to, że nie do
wszystkich przywiązujemy tak wielką wagę…
Thor przechylił głowę w tym dobrze znanym geście, który
można było przetłumaczyć na: „Za cholerę nie mam pojęcia o co ci chodzi, ale
poczekam cierpliwie, to może mi to w końcu wytłumaczysz”.
Tony postanowił być szczery.
- Słuchaj – westchnął – kiedy mówiłem ci wtedy o tym, że nie
robię tego przed ślubem… może trochę wtedy przesadziłem.
No, przynajmniej odrobinę szczery.
Wyraz twarzy Thora nie zmienił się ani odrobinę. Tony wziął
głęboki oddech.
- Wtedy po prostu nie miałem ochoty uprawiać z tobą seksu –
wypalił.
Thor wyglądał, jakby przetrawiał ten cios. Milczał przez
kilkanaście sekund, po czym bardzo platonicznie pocałował Tony'ego w czoło i
powiedział.
- Rozumiem.
A później wyszedł, zanim Stark zaczął kojarzyć, co jest nie
tak. A wtedy zerwał się, aby pobiec za nim.
- Hej! To nie tak, jak myślisz... Znaczy... No dobrze, to
tak, jak myślisz, ale to było wtedy, a teraz jest teraz... I w ogóle...
Poczekaj, no!
Udało mu się wreszcie go dogonić i przytrzymać za ramię, ale
równie dobrze mógłby próbować holować samolot pasażerski za pomocą
skakanki.
Ostatecznie postanowił zajść mu drogę. Najwyżej Thor po nim
przejdzie.
Jednak ten zatrzymał się i spojrzał na Tony’ego
przepełnionymi smutkiem oczami.
„Cholera, on nawet nie próbuje się na mnie gniewać .” Tony
poczuł się jak ostatnia świnia.
- Posłuchaj mnie – położył dłonie na jego policzkach. – Ja
naprawdę bardzo chcę się z tobą kochać. Przecież zgodziłem się za ciebie wyjść,
no nie?
Thor nie wyglądał na przekonanego. Za to nadal był smutny,
nawet chyba bardziej niż wtedy, kiedy dowiedział się o zdradzie Bruce’a. Tony
nagle zrozumiał, że co jak co, ale on nie będzie stawiał się na miejscu tej
kanalii (nie, żeby już to zrobił, ta sprawa z Melody jest nieważna, zresztą i
tak nic by z nią nie wyszło) i chociaż raz zrobi coś, co powinien był zrobić.
Więc to powiedział.
- Thor, kocham cię.
Thor Odinson zamrugał i spojrzał na swojego narzeczonego z
niejakim niedowierzaniem.
- Ale, przecież mówiłeś, że wtedy…
Tony położył mu palec na ustach.
- Tak – przyznał się – tylko, że wtedy było wtedy i wtedy
byłem skończonym idiotą, który nie wie, co dla niego dobre. No i trochę
zaskoczyłeś mnie z tym ślubem i w ogóle.
- A teraz już nie jesteś idiotą? – w głosie Thora zabrzmiała
nadzieja.
Tony uśmiechnął się szeroko.
- Nie, teraz na pewno nie.
Objął Thora za szyję i pocałował mocno, a ten złapał Starka
wokół pasa i uniósł go, aż stopy zwisały mu nad ziemią. Tony poczuł, że wcale
mu to nie przeszkadza.
Nagle usłyszeli aż zanadto znajomy głos.
- Nie no, ludzie! – jęknął Clint. – Czy wy naprawdę nie moglibyście
robić tego w sypialni?
***
Tej nocy Tony spał w jednym łóżku z Thorem, ale dzielił ich
położony pośrodku młot. Niekoniecznie o taką reakcję mu chodziło, ale z jakichś
powodów nie miał siły się sprzeczać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz