Kiedy kobieta oczekuje narodzin dziecka, przynajmniej z
grubsza spodziewa się, jak będzie wyglądać poród. W przypadku ciężarnego
mężczyzny rzecz nie jest taka prosta. Ostatnie cztery miesiące w Asgardzie Tony
spędził leżąc, siedząc, lub też ewentualnie stojąc, ale to tylko w wyjątkowych
okolicznościach. Okazało się, że jego ciało naprawdę źle reaguje na hodowanie w
nim małej istoty, która w dodatku jest dzieckiem boga i zdaje się przejawiać
dość ambiwalentne uczucia względem swojej „mamusi”.
Przez ten cały czas czuwał przy nim Thor, od czasu do czasu
wpadając do Midgardu, aby przekazać Avengersom, jak czuje się ich przyjaciel.
Wieści te zawsze wyglądały tak samo. Tony czuje się źle, Tony marudzi, bo nie
może palcem ruszyć ze swojego pokoju, Tony chce już natychmiast urodzić i mieć
to wreszcie za sobą.
Co gorsza, Stark podejrzewał, że bogowie nie o wszystkim mu
mówią. Zaczął mieć to dziwne wrażenie pod koniec ciąży. Nawet Thor czasami wyglądał
tak, jakby miał ochotę o czymś mu
powiedzieć, ale zawsze kończyło się na tym bardzo zaniepokojonym spojrzeniu.
Wtedy też zaczął się bać, a jego umysł balansował od
histerii do dziwnego poczucia zaufania - w końcu tu musieli wiedzieć, co robią.
Dowiedział się w końcu, że dziecko wyjdzie za sprawą czegoś w rodzaju magicznej
asgardzkiej cesarki, znaczy przez powłoki brzuszne. Nie brzmiało to najlepiej,
ale ta druga perspektywa, której się obawiał, zdecydowanie była gorsza.
Po niemalże dziewięciu miesiącach nie mógł wstać, nie mógł
jeść i niemalże nie mógł mówić. Wyglądał tak, że Thor praktycznie nie mógł na
niego patrzeć - zawsze, gdy do niego przychodził, zezował w stronę swoich
butów. Przynajmniej do chwili, gdy Tony rozbił mu na głowie wazon ze wściekłym
okrzykiem oburzenia.
Kiedy w końcu nadszedł TEN dzień, zrobił to w pięknym stylu,
bo nikt się go nie spodziewał. Tony siedział na łóżku, z Thorem warującym przy
jego boku, kiedy to nagle, beż żadnego ostrzeżenia, przeszył go ból tak ostry,
że pociemniało mu w oczach. Chciał krzyknąć z bólu, lecz jedynym, co zdołał z
siebie wydać, był cichy jęk.
To wystarczyło aby zaalarmować Thora, który spojrzał na męża
i zbladł.
- Svass?
Oddech Tony’ego stał się płytki.
- Chyba już… - wysapał. – O, cholera, Thor…
Thora zdjęło chłodem na widok autentycznego strachu w oczach
męża. Nie tracąc czasu wezwał służbę.
Tony poczuł, że jego ciałem wstrząsa spazm. Poczuł potężny
skurcz w okolicach trzewi, wrzasnął z bólu, zaciskając mocno palce, usłyszał
chrzęst ułamanego zęba i desperacko przewrócił się na bok, gdy jego usta
napełniły się krwią, której nie umiał przełknąć. Spadł na podłogę, zawył
kolejny raz, plując śliną pomieszaną z krwią. Niewyobrażalny ból
rozprzestrzeniał się przez jego ciało, nie czuł jednak ruchów dziecka - może
ich nie było, może był zbytnio zaślepiony swoim cierpieniem, aby je wyczuć.
Trwało to może kilkanaście sekund, w czasie których wił się w spazmach na
podłodze, otumaniony bólem do granic możliwości, aż wreszcie usłyszał trzask i
odgłos mokrego rozdzierania i w jednej chwili zorientował się, że leży w kałuży
krwi.
I to był koniec.
***
Odkąd sięgał pamięcią, Thor nigdy nie czuł takiego
przerażenia, jak w tym momencie, kiedy patrzył na swojego męża, leżącego na
zakrwawionej pościeli i nie dającego znaków życia, podczas gdy próbowano wyjąć
z niego ich dziecko. Wszystkie lęki przebyte w dzieciństwie i późniejszym życiu
były niczym w porównaniu z tym paraliżującym strachem, jaki odczuwał w tej
chwili.
Tony, jego ukochany Tony, blady niczym trup, leżący na
białej pościeli, która z minuty na minutę stawała się coraz bardziej czerwona.
Wokół kręciła się mała grupka ludzi. Nikt inny nie miał wstępu do pokoju oprócz
nich oraz pary królewskiej. Tymczasem z Tonym było coraz gorzej.
Thor wiedział już, dlaczego tak się dzieje, wiedział już, co
stało się dziewięć miesięcy temu, albo raczej co miało się wtedy stać. Tony
miał zjeść magiczne jabłko, które zagwarantuje mu nieśmiertelność.
Coś musiało jednak pójść źle. Kurewsko źle. Tak źle, że nie
dało się tego naprawić.
Stary uzdrowiciel o surowej twarzy w pewnej chwili wziął go
za rękę i po prostu wyprowadził z komnaty bez słowa, jakby był dzieckiem, które
znalazło się w nieodpowiednim miejscu. Thor nawet się temu nie sprzeciwił, zbyt
oszołomiony. Nie zareagował nawet, gdy mężczyzna wcisnął mu białe zawiniątko w
ramiona i zostawił samego, nadal nic nie tłumacząc. Po prostu stał tam, myśląc
o tym, że z Tonym nie mogło się przecież stać to, co się stało, to przecież
niemożliwe...
I wtedy zawiniątko zaczęło wrzeszczeć.
Nagle jakby obudził się ze snu. Potrząsnął głową i chwycił
krawędź kocyka, odsłaniając małą, ryczącą istotkę. Stworzonko było
nieprawdopodobnie brzydkie, całe czerwone i oblepione czymś nieprzyjemnym. Thor
zamrugał, aby pozbyć się łez i spojrzał na mała twarzyczkę, wykrzywioną
płaczem.
Nie mając pojęcia co robić, począł kołysać maleństwo i
śpiewać mu drżącym głosem jedną z ulubionych pieśni jego matki. Płacz w końcu
ustał i Thor wreszcie mógł spojrzeć w otwarte oczy swojego dziecka. Swojego
syna.
Kompletnie zafascynowany tym widokiem, zupełnie nie
zauważył, kiedy otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Frigga.
Przysiadła obok swego syna i położywszy dłoń na główce
maleństwa zaczęła razem z Thorem nucić kolejną piosenkę. Dziecko wydawało się
chłonąć głosy, jakby szukając ich źródła. Po chwili zapadła cisza i Thor
popatrzył na swoją matkę.
- Matko – wyszeptał.
Frigga otarła łzy, spływające mu po policzku. Na jej twarzy
malował się ból, ale i nadzieja.
- Masz syna – powiedziała. – Teraz to jest najważniejsze.
- Czemu...? - zapytał Thor głucho.
- Nie wiemy. Po prostu nie wiemy. - Frigga przytuliła syna
mocno. - Zajmij się swoim dzieckiem. Trzeba go nakarmić.
W normalnej sytuacji kazałaby zająć się niemowlęciem komuś
innemu, ale Thor wyglądał teraz na kogoś, kogo nie należało zostawiać samego z
własnymi myślami. Jeśli będzie zmuszony zajmować się dzieckiem, szybciej
poczuje, że życie toczy się dalej, pomimo wszystkiego. Odyn najwyraźniej miał
rację - małżeństwa ze śmiertelnikami nie są dobrym pomysłem.
- Tony...
- Tak zadecydował Los i nie nam podważać jego decyzje -
stwierdziła Frigga twardo. - Twój syn ma jego oczy... jak go nazwiesz?
Thor przez chwilę wpatrywał się w chłopczyka, w to, jak
jedną rączką, zupełnie bez powodzenia próbował złapać kocyk , a drugą machał w
powietrzu. Wiedział, że jego włosy z czasem przybiorą kolor zboża, jak włosy
Thora, kiedy był mały. Jednak już teraz mógł odgadnąć do kogo bardziej chłopak
będzie podobny.
- Sigurd – powiedział w końcu. – Będzie się nazywał Sigurd.
***
Kiedy Thor ostatecznie wrócił do Midgardu, nikt z Avengersów
nie spodziewał się tego, co bóg będzie miał im do przekazania.
Wszyscy zebrali się w głównej sali i słuchali go z grobowymi
minami. Sam Thor wyglądał, jakby popękał i był o krok od rozlecenia się na
kawałki.
Chyba nikim z bohaterów nic tak jeszcze nie wstrząsnęło.
- Ale jak to, umarł? – zdołała wykrztusić Melody.
Clint kręcił głową.
- Przecież był nieśmiertelny – podszedł do Thora –
powiedziałeś, że jest nieśmiertelny.
- Ja... najwyraźniej myliłem się.
Kilka godzin wcześniej przeżywał nową, silną falę nadziei,
gdy szedł prosić Melody o pomoc. Dziewczyna jednak powiedziała mu, że tym razem
nie zdoła mu pomóc. Istniały rzeczy znajdujące się poza zasięgiem jej mocy i to
właśnie była jedna z nich. Thor przeżył wtedy drugie, jeszcze silniejsze
załamanie.
- Czyli, tak po prostu... umarł?
Raven spojrzała na wszystkich ze zdziwieniem.
- Wiecie, ten dzieciak wyszedł mu przez brzuch. Wszystkie
flaki mu wypadły, a wy się pytacie, czy umarł? Ludzie, skąd wy się urwaliście?
- zapytała zdumiona. Jako jedyna w gronie znała całą prawdę i niezbyt ją ta
prawda obchodziła, odkąd Loki wolał znęcać się nad Howardem niż przebywać z
nią.
Nawet nie zauważyła, jak wokół zaległa głucha cisza
wypełniona znakami zapytania i okazjonalnie wykrzyknikami.
Rozejrzała się.
- No, co?
Bruce zbliżył się do niej z wyrazem twarzy, który zupełnie
nie przypadł jej do gustu.
- Czy ty wiesz coś, o czym my nie wiemy? – spytał, a w jego
oczach błysnęła lekka sugestia zieleni.
Dla Raven Darkstorm świat stał się nagle nieprzyjemnie
ciasny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz