poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział ósmy


Hej! To kolejny rozdział waszej ulubionego melodramatu! Rozdział dedykowany jest Marion Ravenwood za cudowną betę! Lovvciamy cię!

Ale najpierw odpowiedź dla Czytelniczki, która zauważyła, że nasze bohaterki są Mary Sue:


***
Bruce siedział w swoim laboratorium, próbując zająć się czymkolwiek, byleby tylko nie myśleć o swoim chłopaku, a raczej byłym chłopaku. Dlaczego tak się tym przejmował? W końcu Thor wydawał się być bardzo szczęśliwy z Tonym, a tego przecież Bruce chciał. Problem w tym, że jakoś zbyt szybko blondwłosy bóg znalazł sobie zastępstwo na jego miejsce. Oczywiście, Bruce nie chciał, aby jego ex cierpiał, jednak to bolało. Banner rzucił Thora niespełna dwa dni temu, a tu nie mijają dwadzieścia cztery godziny, a ten już planuje ślub z Tonym Starkiem. Tonym „Mam Forsę Więc Wszyscy Możecie Się Wypchać” Starkiem. Jak w ogóle mogło do tego dojść? A co, jeśli to całe zerwanie było ukartowane? Co, jeśli Thor i Tony kręcili razem za plecami Bruce’a i czekali tylko, aż on usunie się im z drogi? 
Pukanie do drzwi przerwało jego rozmyślania i do pomieszczenia wszedł Steve. 
- Tutaj jesteś – rzekł z ulgą. – Wszędzie cię szukałem. 
W tym momencie Bruce przerwał to, co robił i praktycznie uwiesił się Steve’owi na szyi, łkając głośno. Ten natychmiast objął go swoimi silnymi ramionami. 
- Skarbie, co się stało? – spytał zmartwiony. 
Steve nie bez powodu był nazywany najświętszym z Avengersów (według Starka "najbardziej świętojebliwym") - z anielską wręcz cierpliwością znosił napady płaczu, gniewu i histerii Bruce'a. Teraz też tylko zaczął głaskać go po plecach, czekając, aż uspokoi się na tyle, aby móc odpowiedzieć na pytanie. 
- Bo Thor chyba wcale mnie nie kochał! - wybąkał Bruce w końcu gdzieś w okolice szyi Kapitana. - I czuję się wykorzystany! 
Tak, to był poważny problem. Steve nie przepadał za Thorem - głównie dlatego, że ogólnie nie przepadał za niczym, co nie było w stu procentach amerykańskie. A Thor był tak bardzo nie-amerykański, jak można sobie to było wyobrazić. No i był byłym jego faceta, a to prawie jak deklaracja otwartej wojny. 
- Ciii, kochanie, przecież nawet nie musisz ich oglądać. My zostaniemy tutaj, a oni nie będą nas niepokoić... 
- Ale dlaczego on chce brać ślub z Tonym, a nie chciał ze mną? - wyszlochał Bruce, dając się biernie gładzić po włosach i karku. 
Steve westchnął. Jak dla niego, cała ta sprawa ze ślubem była tylko pomysłem Starka, aby dokuczyć jemu i Bruce’owi. A Thor to i tak skończony idiota, więc wystarczyło, aby Tony posłał mu ten swój markowy uśmiech i bóg już jadł mu z ręki. 
- Nie przejmuj się tym, maleńki – starał się uspokoić swojego chłopaka. – Ten tępy, nordycki mięśniak nie jest ciebie wart. Zapomnij o nim. 
Bruce podniósł na niego załzawione oczy i Steve musiał przełknąć ślinę. Jeżeli istniał ktoś, kto mógłby konkurować ze szczeniaczkiem jeżeli chodzi o spojrzenie, to tym kimś z pewnością był Bruce Banner. 
- Na…naprawdę tak myślisz? – wychlipał cichutko, a łzy ciekły mu policzkach. 
Steve starł te łzy i ucałował oba wilgotne policzki. 
- Oczywiście – zapewnił. – Zresztą teraz masz mnie, a ja nie pozwolę cię skrzywdzić. 
Na te słowa twarz Bruce’a się rozpromieniła, a on sam wspiął się na palce i pocałował Steve'a krótko w usta, niemal natychmiast się rumieniąc. Steve zaśmiał się lekko, ot, cały Bruce. Po czym zauważył z zainteresowaniem, iż fioletowa koszula Bruce’a zaczęła nagle ukazywać nieco więcej klatki piersiowej, a gładka skóra aż prosiła się aby ją pogładzić. Dziwne, przysiągłby, że chwilę wcześniej te guziki były zapięte. Cóż, musiał się pomylić i tyle. Schylił się za to i zaczął delikatnie całować skrawek odkrytej skóry. Bruce westchnął i jego ręce jakby mimowolnie zjechały do krawędzi koszulki Steva i uniosły ją lekko. Rogersowi nie trzeba było nic tłumaczyć, podniósł Bannera i usadowił go na stole, przy którym ten jeszcze przed chwilą pracował, po czym zajął się rozpinaniem reszty guzików jego koszuli. Z jakichś powodów każda koszula noszona przez Bruce’a zawsze była o rozmiar za mała. Cóż, nie każdy musi być dobry w odpowiednim doborze odzieży, prawda? 

*** 

Tony nie wiedział, czego tak naprawdę spodziewać się po Asgardzie, ale gdy już udało mu się powstrzymać mdłości spowodowane nagłym przeskokiem o miliony lat świetlnych, zareagował tak jak wszyscy inni: zaczął się obawiać, że jego szczęka spadła z Bifrostu i właśnie dryfuje swobodnie w przestrzeni. 
- Ooo... 
- Łał... 
- Jejku, wy tu naprawdę mieszkacie? 
Nawet Raven, ze swoim cynizmem i dystansem do wszystkiego, wyglądała na co najmniej zainteresowaną. Loki jednak tylko prychnął. Też mu coś, kiczowaty Tęczowy Most. 
- Asgardzka technika... - powiedział z zachwytem Tony, jakby były to dwa najbardziej podniecające słowa na świecie. 
Thor, który wyglądał jak uosobienie dumy i samouwielbienia, objął zachwyconego Tony’ego ramieniem. 
- I jak ci się podoba mój dom, svass? – spytał, jakby doskonale znał już odpowiedź. 
Oczy Starka wyglądały jak jarzące się reflektory, kiedy przypatrywał się panoramie przed nim. 
- Żartujesz? – Tony brzmiał niczym mały chłopiec, któremu właśnie sprezentowano Disneyland na własność. – To jest genialne! 
I natychmiast dorwał się Tęczowego Mostu, próbując badać jego strukturę. 
- Jak myślicie – rzucił przez ramię – pozwolą mi tutaj na odbycie małych badań, ale takich maleńkich? Chcę tylko zobaczyć jak to wszystko działa. 
Thor podszedł i jednym ruchem postawił swojego narzeczonego na nogi. 
- Ależ naturalnie! Będziesz mógł zajmować się tą swoją nauką, ile tylko zechcesz. Oczywiście, jak tylko weźmiemy ślub. 
Stojący z tyłu Loki udawał, że wymiotuje, za to Stark nagle zaczął się bardzo śpieszyć. 
- No to co my tu jeszcze robimy? – chwycił śmiejącego się Thora za rękę. – Miejmy już ten ślub za sobą. 
Loki nagle uśmiechnął się szeroko i bardzo, bardzo paskudnie. 
- Braciszku... a czy poinformowałeś kochanego szwagra in spe, ile tutaj trwają przygotowania do ślubu i sama uroczystość? 
Stark wyglądał, jakby ktoś mu starł nagle uśmiech z twarzy, ale Thor uspokajająco pogłaskał go po ramieniu. 
- Myślę, że ze względu na... szczególne okoliczności i podniosłość tej wspaniałej chwili, uporamy się z tym w trzy miesiące... 
- Chyba trzy stulecia - parsknął Loki. - Chociaż twój szanowny ojciec z matką uwinęli się z tym w jedyne pięćdziesiąt midgardzkich lat... 
Musiał przyznać, iż mina Starka była bezcenna. 
- Pięćdziesiąt lat?! – Tony popatrzył na Thora błagalnie. 
Loki wyglądał, jakby bawił się świetnie. 
- Och, no wiesz , ślub w Asgardzie to nie przelewki – powiedział z udawaną powagą. – Wiesz, ile pracy wymaga przygotowanie samego wesela? 
- Ale… – Tony się załamał – przecież jak już wreszcie się pobierzemy, to ja będę miał wtedy ponad osiemdziesiąt lat, przyjmując oczywiście, że dożyję tego wieku. 
- Thor chyba wspominał coś o trzech miesiącach. 
Wszyscy jak na znak obejrzeli się na Melody, a bóg gromu pokiwał głową. 
- No to może dałoby się skrócić czas przygotowania do dwóch midgardzkich miesięcy – zaproponowała. – Wtedy moglibyśmy wszyscy zrobić sobie prawdziwe wakacje. 
Thor zamyślił się i po chwili stwierdził: 
- Tak, myślę, iż mógłbym namówić ojca na przyspieszenie nieco ceremonii. 
Perspektywa całych dwóch miesięcy spędzonych w Asgardzie z miejsca wpłynęła pozytywnie na humory obecnych Avengersów. W końcu, ile razy w życiu ma się możliwość spędzenia wolnego czasu w krainie nordyckich bogów? 
O tym, że wtedy Ziemia pozostanie pozbawiona swoich superbohaterów, nikt nie myślał. W końcu istniały jakieś priorytety. 

*** 

Odyn wyglądał... No cóż, surowo. I z jakiegoś powodu przypominał Tony'emu jego własnego ojca, papę Starklina, jak go nazywał czasami ironicznie w myślach. Po raz pierwszy od czasu, gdy wyruszyli na tę kosmiczną eskapadę, zaczął mieć wątpliwości. 
Bo Wszechojciec wcale nie wyglądał na zachwyconego, gdy Thor po powitaniu i całej stercie wymówionych w dziwnym, ostrym języku formułek grzecznościowych wreszcie wytłumaczył, z jaką sprawą wraca. Prawdę mówiąc, patrzył na swojego pierworodnego, jakby ten zwariował. 
- Synu... - powiedział w końcu łagodnie, tak, jak powinno się mówić do ludzi kompletnie szalonych. - Wiesz, że toleruję twoje różne... dziwne pomysły, czasem lepiej, czasem gorzej... Ale nie spodziewałem się, że przywleczesz tu chuderlawego, dziwacznie ostrzyżonego i ubranego śmiertelnika z nie wiadomo jakim pochodzeniem i poprosisz mnie... nie, zaczniesz żądać... abym udzielił wam ślubu. Nie sądzisz, że to byłby spory afront dla twojej szacownej matki i wszystkich twoich przodków? 
- Hej! – zaoponował oburzony Tony. – Wcale nie jestem chuderlawy, moje muskuły są w jak najlepszym stanie. 
Po czym przyjrzał się zebranym wokół Asgardczykom, z których każdy wyglądał jak bliski krewny Arnolda Schwarzeneggera. 
- Ojcze! – rzekł Thor, robiąc krok w stronę Odyna. – Sam mi rzekłeś dawno temu, że jakkolwiek bym nie wybrał, kiedy tylko przyjdzie czas, ty zaakceptujesz ten wybór. 
Twarz Odyna złagodniała, o ile coś, co wygląda jak wyciosane z kawała skały, można uznać za łagodne. 
Thor kontynuował: 
- A ja kocham Tony’ego i możecie mi wszyscy wierzyć – tutaj potoczył wzrokiem po zebranych - jest on jak najbardziej godny poślubienia mnie. Zapewniam, iż nie zawiedzie on twoich oczekiwań, ojcze. 
Widać matka Thora postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, bo uśmiechnęła się i położyła mu dłoń na ramieniu. 
- Kochany mój – rzekła Frigga – sam wiesz, że nie powinno oceniać się nikogo po tym, jak wygląda, a jeżeli nasz syn uważa tego oto midgardczyka za godnego siebie, to musi tak być. 
Królowa posłała Tony’emu matczyny uśmiech, a on poczuł, że naprawdę zaczyna ją lubić. 
Odyn najwyraźniej uznał, że nie ma wyboru. 
- Przemyśl to, synu. Proszę. 

*** 

Thor nie miał pojęcia, gdzie wsiąkł Tony. Wszyscy Avengersi w szampańskich humorach dawali się oprowadzać po Asgardzie, jednak w pewnej chwili Tony po prostu rozpłynął się w powietrzu. Poszukiwania trwały całe dwie godziny, aż wreszcie Thorowi udało się go znaleźć. W warsztacie karłów, pośród rozrzuconych kawałków Destroyera. 
Tony obdarzył go spojrzeniem człowieka, który w ogóle nie kojarzy, gdzie się znajduje. 
- Hej, jeszcze nie rozszyfrowałem, gdzie to cholerstwo ma wsadzony napęd, ale jeszcze chwilka i... 
- Tony... - Thor przerwał mu łagodnie. - Mamy za dwadzieścia minut oficjalną kolację, a ty siedzisz tu półnagi... i upaprany jakimś smarem... 
Przerwał, gdy dotarło do niego, co mówi. I na co patrzy. 
Do Tony’ego też najwyraźniej to dotarło, bo rozejrzał się czy przypadkiem nie ma gdzieś w pobliżu przypadkowej widowni i przeciągnął się, jakby od niechcenia prezentując błyszczący od smaru, umięśniony tors. Oraz fakt, iż jego spodnie ledwo trzymają mu się na tyłku, a on jeszcze uśmiecha się zalotnie. 
Thor przełknął ślinę i też się rozejrzał, po czym zbliżył krokiem spacerowym i usiadł na ziemi tuż obok wyglądającego jak symbol seksu Tony’ego. Ułożył się wygodnie, podparty łokciem i tak przyglądał się przez chwilę swojemu przyszłemu małżonkowi, aż wreszcie chwycił jego twarz w swą wielką dłoń i przyciągnął do siebie, całując namiętnie. 
Tony jęknął, Thor naprawdę całował jak profesjonalista, wręcz nie dało się od niego oderwać. Nagle wpadł na pomysł i zaczął delikatnie przesuwać wolną ręką wzdłuż torsu partnera. 
Thor był tak zaabsorbowany pocałunkiem, że nawet nie zauważył, kiedy ręka Tony’ego wylądowała na jego spodniach i lekko ścisnęła zawartość. 
Dźwięku, jaki w tym momencie wydał z siebie bóg piorunów nie powstydziłby się gwiazdor porno. Nagle popchnął swego narzeczonego aby ten położył się na plecach, samemu kładąc się na nim, ale tak, aby go nie przygnieść. Co ciekawe, ani przez chwilę nie przestawali się całować. 
Po chwili jednak Thor oderwał się od Starka i spojrzał na niego zamglonymi oczami. 
- Nie możemy teraz… - wymamrotał. 
Tony przyglądał się mu, jakby zwariował. 
- A to niby czemu? 
- Przecież sam mówiłeś, że chcesz poczekać z tym do nocy poślubnej. 
„Tak, i byłem wtedy cholernym idiotą”, pomyślał Tony . 
- Właśnie zmieniłem zdanie – oświadczył Tony, uśmiechając się lubieżnie. 
Thorowi w pełni to wystarczało, więc ochoczo wrócił do całowania swego wybranka. Tym razem opuszczając chwilowo usta i zajmując się jego szyją. 
Tony wydał z siebie serię jęków i zaczął się zastanawiać jak wyciągnąć Thora z tego dziwnego czegoś, co miał na sobie. Jedyne, co mu się udało, to znalezienie drogi do jego spodni. Musiał przyznać, że Thor miał iście boski tyłek, przynajmniej taki wydawał się w dotyku. 
Thor tymczasem znów wydał z siebie ten swój seksowny pomruk i zajął się pozbawianiem siebie spodni. Tony nie mógł być mu bardziej wdzięczny, sam też zaczął mocować się ze swoimi dżinsami, kiedy ni stąd, ni zowąd, do warsztatu przypałętał się Clint. 
- Hej Tony, jesteś tu? Zaraz zacznie się impreza i wszyscy cię szu… - zamilkł. 
Obaj mężczyźni przyglądali mu się, za to on próbował zrobić wszystko, tylko nie patrzeć na goły tyłek boga piorunów. Chociaż musiał przyznać, iż było na co patrzeć. 
Niezręczną ciszę przerwał Tony. 
- Uhm, Clint – zaczął powoli – czy mógłbyś… 
- Jasne! Przepraszam! Już sobie idę! 
I Clint czym prędzej wycofał się na z góry upatrzone pozycje. 
Tony westchnął i spojrzał na Thora z rezygnacją. 
- Chyba z tym miziu-miziu trzeba będzie jednak zaczekać. 
Thor wyglądał na zdziwionego. 
- Miziu-miziu? 
Tony uśmiechnął się szarmancko. 
- Później ci pokażę. A teraz wciągaj spodnie – powiedział, klepiąc Thora w tyłek – musimy wyglądać reprezentacyjnie. 

*** 

Skała była niewygodna. W zasadzie, była naprawdę paskudnie niewygodna. Ale to nie był największy problem Lokiego. Bóg kłamstw spojrzał z nienawiścią w oczy wiszącego nad jego twarzą węża, ale gad nie wydawał się zbytnio zainteresowany. Za to ślinił się jak cholera. 
Raven oparła łokieć o udo tak, aby było jej jak najwygodniej trzymać misę, do której spadał jad węża. Gdyby odsunęła ją choćby na sekundę, piękna buzia Lokiego szybko przestałaby być taka ładna. 
- Trzeba przyznać, że ktoś miał fantazję... - westchnęła. - A twój braciszek pewnie teraz ucztuje i czyni przygotowania do ślubu... 
Loki przez chwilę myślał. 
- Stark... który to? 
- Nie wiesz? 
- Gdy widzisz robaki, pytasz się ich o personalia? 
- Cóż... blaszak. 
- Musi być wariatem, aby chcieć się hajtać z Młotkiem. 
Raven zrobiła balonik z gumy, którą akurat żuła. 
- Blond dziunia ma rację, to puszczalska parówa. Do tego wyczuwa czający się za rogiem kryzys wieku średniego, a wtedy już nic, tylko obstawiać, co mu wysiądzie pierwsze: serce czy wątroba. Propozycja nieśmiertelności musi wydawać się mu niezwykle kusząca... trzeba przyznać, że drogo udało mu się sprzedać własny tyłek. 
Loki prychnął. 
- Nie myśl, że mój drogi „braciszek” poderwał go tylko na bajeczki o nieśmiertelności. Co jak co, ale on wie, jak operować zawartością swoich spodni. 
- Myślisz, że Stark jest aż tak zdesperowany? – Raven uniosła brwi. 
- Zdesperowany czy nie, ale młotkowi Młotka z pewnością się nie oprze – Loki wyraźnie się skrzywił. – Pewnie już zdążyli znaleźć sobie jakiś wygodny kącik do baraszkowania. 
Raven wyobraziła sobie baraszkujących Starka i Thora, i ta wizja wydała jej się nawet całkiem ciekawa. 
- Zresztą – Loki odezwał się po chwili – i tak najciekawsze, zdaje się, dopiero przed nami. 
- Co masz na myśli? –spytała Raven z zaciekawieniem. 
Loki zachichotał, nie ukrywając rozbawienia. 
- Zrozum, moja droga Raven, iż rola Starka nie kończy się jedynie na formalnym staniu u boku Thora i zabawianiu go w łóżku. 
Raven kiwnęła głową. 
- No, biorąc pod uwagę, że Młotek jest tutaj następcą tronu, to nawet logiczne, bo Stark pewnie będzie musiał przyjąć jakiś tytuł, czy coś. 
- Och nie, mi chodzi o coś zupełnie innego – Loki pomachał ręką. – Otóż pozostaje jeszcze kwestia dziedzica. 
Raven wypuściła kolejny balon z gumy i się zastanowiła. 
- Faktycznie – stwierdziła po chwili. – Młotek niespecjalnie popisał się inteligencją. Przecież Blaszak żadnego potomka mu raczej nie da. To niemożliwe. 
Loki tylko się roześmiał. 
Raven zerknęła na niego spod brzegu trzymanej misy. 
- Co jest w tym takiego zabawnego? 
- Ot to, że to niezupełnie prawda. 
Dziewczyna nadal przyglądała mu się nic nie rozumiejąc. Więc Loki zaczął jej tłumaczyć. 
- Tony Stark może i być mężczyzną według waszych midgardzkich standardów. Jednak tutaj, w Asgardzie, natura działa w nieco inny sposób. W końcu mieszkają tu bogowie. 
Słuchającej go dziewczynie aż opadła szczęka. 
- Chcesz mi powiedzieć, że Stark może tak po prostu… 
Loki uśmiechnął się złośliwie. 
- O, tak. 

*** 

Tuż po czymś, co Tony'emu wydało się być bardzo nudnym bankietem z ludźmi w bardzo dziwnych strojach, nastał wieczór. Tony praktycznie odliczał minuty do wieczoru, czując przy tym paskudne napięcie w dole brzucha, które wręcz błagało o ujście. A tak się złożyło, że nie wziął chusteczek higienicznych, a tutejsze toalety... Cóż, jakoś nigdy nie myślał o tym, że bogowie się wypróżniają i teraz już wiedział, czemu. Nie robili tego. 
Po tych wielu godzinach czystej udręki wreszcie rzucił się na olbrzymie łóżko, które miał dzielić ze swoim narzeczonym in spe i ze zniecierpliwieniem czekał, aż Thor wreszcie przyjdzie i skończy to, co zaczął w warsztacie. 
Thor owszem, przyszedł. Z zakłopotaną miną. 
- No, bo wiesz... Pamiętam, co powiedziałeś o midgardzkich zwyczajach i bardzo mi przykro z powodu tego, co zrobiłem. Muszę więc ci chyba obiecać, że to się już nie powtórzy... 
Tony mentalnie pacnął się w czoło. No, ależ oczywiście, że jest mu przykro! Czemu Tony w ogóle opowiadał mu te bzdury midgardzkich tradycjach? Och tak, bo był idiotą! 
- Thor, skarbie – postarał przybrać przy tym najbardziej sugestywną pozę – wcale nie musisz zawracać sobie głowy tymi idiotycznymi zwyczajami. 
- Ależ svass – oburzył się Thor – nie mogę ci tego zrobić. Te zwyczaje są dla ciebie bardzo ważne, a moim obowiązkiem jest ich uszanowanie. 
Przyszły mąż księcia Asgardu nie wytrzymał i usiadł na łóżku. Dobra, będzie musiał parę spraw mu wytłumaczyć. 
- Widzisz... – zaczął i zagryzł wargę – z tymi naszymi midgardzkimi tradycjami to nie do końca jest tak… eee… chodzi o to, że nie do wszystkich przywiązujemy tak wielką wagę… 
Thor przechylił głowę w tym dobrze znanym geście, który można było przetłumaczyć na: „Za cholerę nie mam pojęcia o co ci chodzi, ale poczekam cierpliwie, to może mi to w końcu wytłumaczysz”. 
Tony postanowił być szczery. 
- Słuchaj – westchnął – kiedy mówiłem ci wtedy o tym, że nie robię tego przed ślubem… może trochę wtedy przesadziłem. 
No, przynajmniej odrobinę szczery. 
Wyraz twarzy Thora nie zmienił się ani odrobinę. Tony wziął głęboki oddech. 
- Wtedy po prostu nie miałem ochoty uprawiać z tobą seksu – wypalił. 
Thor wyglądał, jakby przetrawiał ten cios. Milczał przez kilkanaście sekund, po czym bardzo platonicznie pocałował Tony'ego w czoło i powiedział. 
- Rozumiem. 
A później wyszedł, zanim Stark zaczął kojarzyć, co jest nie tak. A wtedy zerwał się, aby pobiec za nim. 
- Hej! To nie tak, jak myślisz... Znaczy... No dobrze, to tak, jak myślisz, ale to było wtedy, a teraz jest teraz... I w ogóle... Poczekaj, no! 
Udało mu się wreszcie go dogonić i przytrzymać za ramię, ale równie dobrze mógłby próbować holować samolot pasażerski za pomocą skakanki. 
Ostatecznie postanowił zajść mu drogę. Najwyżej Thor po nim przejdzie. 
Jednak ten zatrzymał się i spojrzał na Tony’ego przepełnionymi smutkiem oczami. 
„Cholera, on nawet nie próbuje się na mnie gniewać .” Tony poczuł się jak ostatnia świnia. 
- Posłuchaj mnie – położył dłonie na jego policzkach. – Ja naprawdę bardzo chcę się z tobą kochać. Przecież zgodziłem się za ciebie wyjść, no nie? 
Thor nie wyglądał na przekonanego. Za to nadal był smutny, nawet chyba bardziej niż wtedy, kiedy dowiedział się o zdradzie Bruce’a. Tony nagle zrozumiał, że co jak co, ale on nie będzie stawiał się na miejscu tej kanalii (nie, żeby już to zrobił, ta sprawa z Melody jest nieważna, zresztą i tak nic by z nią nie wyszło) i chociaż raz zrobi coś, co powinien był zrobić. Więc to powiedział. 
- Thor, kocham cię. 
Thor Odinson zamrugał i spojrzał na swojego narzeczonego z niejakim niedowierzaniem. 
- Ale, przecież mówiłeś, że wtedy… 
Tony położył mu palec na ustach. 
- Tak – przyznał się – tylko, że wtedy było wtedy i wtedy byłem skończonym idiotą, który nie wie, co dla niego dobre. No i trochę zaskoczyłeś mnie z tym ślubem i w ogóle. 
- A teraz już nie jesteś idiotą? – w głosie Thora zabrzmiała nadzieja. 
Tony uśmiechnął się szeroko. 
- Nie, teraz na pewno nie. 
Objął Thora za szyję i pocałował mocno, a ten złapał Starka wokół pasa i uniósł go, aż stopy zwisały mu nad ziemią. Tony poczuł, że wcale mu to nie przeszkadza. 
Nagle usłyszeli aż zanadto znajomy głos. 
- Nie no, ludzie! – jęknął Clint. – Czy wy naprawdę nie moglibyście robić tego w sypialni? 

*** 

Tej nocy Tony spał w jednym łóżku z Thorem, ale dzielił ich położony pośrodku młot. Niekoniecznie o taką reakcję mu chodziło, ale z jakichś powodów nie miał siły się sprzeczać...

Brak komentarzy: