poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział dziesiąty


Tony próbował zachowywać pozory. 
Pomiędzy tradycyjnym asgardzkim ślubem i tradycyjnym asgardzkim weselem powinno minąć trzy dni, następnego poranka zszedł więc na normalne śniadanie w gronie towarzyszy i rodziny królewskiej. A że śniadania tu podawano koło południa, miał naprawdę dużo czasu na tradycyjny asgardzki poranek poślubny. 
Modlił się, żeby nikt nie uznał za dziwne, że przy niemalże dwudziestu pięciu stopniach włożył czarną koszulę z postawionym kołnierzykiem. Oraz, żeby nikt nie zauważył, że bardzo powstrzymuje się, aby się nie krzywić przy każdym kroku. 
Zauważyli. Widział to w ich oczach. Schował do kieszeni prawą dłoń, tę, na której miał zdarty paznokieć. 
I czy mu się zdawało, czy krzesło, na którym z niezwykłą ostrożnością usiadł, miało nieco grubsze siedzenie niż reszta mebli? Miał dziwne wrażenie, że wszyscy oprócz niego wiedzieli, w co się pakuje. Co oczywiście nie czyniło go idiotą, no, może faktycznie nie powinien być tak uparty. Problem w tym, że Tony Stark zawsze lubił stawiać na swoim. I tym razem też postawił. Chociaż, musiał przyznać, nie było tak źle. Jakby się tak zastanowić, to było fantastycznie. Dopóki trwało... a potem okazało się, że o niektórych rzeczach nie powinno się decydować pochopnie, szczególnie jeśli mają one związek z dość istotną częścią ciała pewnego boga. 
A skoro już mowa o Thorze. Jego drogi mąż siedział tuż obok i wyglądał jakby właśnie znalazł drugi koniec tęczy. Tony skrzywił się lekko, ale jak tylko Thor spojrzał na niego z tą nieziemską miłością w oczach, zmusił usta do uśmiechu. 
Kątem oka ujrzał, jak siedząca nieopodal Melody mrugnęła w jego kierunku. Westchnął ciężko - przez najbliższy rok Avengersi nie dadzą mu spokoju, był tego pewien. 
Nie oni jednak sprawili, że miał ochotę zapaść się w sobie. W zasadzie nie miałby nic przeciwko rzuceniu kilku mniej lub bardziej subtelnych zabawnych aluzji. Kłopot w tym, że przy tym samym stole siedział Odyn i na niego patrzył. A Tony, gdy pomyślał, że on WIE, że oni... 
...uhg. Nie powinien w ogóle o tym myśleć. Zresztą bolało go wszystko, nawet włosy i paznokcie. Thor miał bardzo wytrzymałą skórę, prędzej by sobie palce połamał, niż ją rozerwał. W zasadzie powinien być szczęśliwy, że skończyło się na jednym paznokciu... No i siniakach. Gdyby się teraz rozebrał, prawdopodobnie wszyscy by mogli stwierdzić, co robił z Thorem i w jakiej pozycji, porównując układ krwiaków w kształcie dłoni. Masakrycznej ilości krwiaków. 
Tony lubił ostry seks w podobny sposób, jak lubił alkohol - w trakcie było naprawdę fajnie, ale potem przychodziła ta chwila, w której czuł się jak worek mięsa obity na salami. Albo, jak w tym wypadku - jakby go ktoś zgwałcił wiertarką udarową. 
Mimo wszystko starał się robić dobrą minę do złej gry. Thor wydawał się być taki szczęśliwy, siedząc obok i trzymając swą wielką dłoń na jego ramieniu, jakby bał się, że jeżeli go puści, Tony zniknie. Przynajmniej w asgardzkim zwyczaju nie było chwalenie się swoją nocą poślubną, inaczej Stark zapadłby się pod ziemię. Wystarczyło mu, że siedzi w sali, wypełnionej krewnymi i znajomymi Królika, z których każdy wie, a przynajmniej domyśla się, co takiego działo się tego ranka i jaki to ma związek z widoczną niedyspozycją pana młodego. 
Nagle szum rozmów, który oplatał dotąd pomieszczenie niczym pajęczyna, ucichł, a nagła cisza była tak wyraźna, że sama mogła udawać dźwięk. Wszyscy goście jak na komendę odwrócili głowy w jednym kierunku. U szczytu wielkiego stołu stał Odyn z niezwykle uroczystym wyrazem twarzy, w prawej ręce trzymając wielki, złoty puchar. 
„Najwyraźniej pojęcie toastu istnieje też poza Midgardem”, pomyślał Tony, kiedy ostrożnie podnosił się z siedzenia w ślad za resztą gości. 
Co dziwne, Odyn nie wypowiedział ani słowa i nikt inny również nie palił się do wygłoszenia czegokolwiek. Tony już zaczął sądzić, że teraz on powinien coś powiedzieć, jednak wyglądało na to, że tak powinno być. 
- To za zdrowie małżeństwa i przyszłych dzieci - wytłumaczył mu Thor szeptem, a Tony skinął głową, zanim do niego dotarło, co usłyszał. Dzieci? Jakich dzieci? Czyżby Odyn się spodziewał, że zaadoptują sobie potomstwo, jak on zaadoptował Lokiego? Nic z tego. Tony nie znał się na dzieciach i uważał, że będzie lepiej, jak tak pozostanie. 
- Żadnych dzieci - mruknął, a Thor spojrzał na niego ze zdziwieniem. 
- Nie sądzisz, że jest już trochę za późno, aby zmienić zdanie, svass? 
Zmienić zdanie? 
- Przecież na nic się nie zgadzałem, znaczy, na pewno nie na dzieci. 
Thor wyglądał na zaskoczonego. 
- Problem w tym, że ty już wyraziłeś na to zgodę – wyjaśnił. 
Tym razem to Tony znowu nic nie pojmował. 
- Niby w jaki sposób? 
- Żeniąc się ze mną. 
Tony już otworzył usta, jednak w tym momencie impreza weszła w fazę mniej formalną, bo wszyscy widocznie się rozluźnili, a Thor został błyskawicznie porwany mu sprzed nosa przez swoich kumpli-wojowników. 
- Porozmawiamy później – krzyknął tylko i szybko został odprowadzony w stronę małej grupki, stojącej niedaleko stołu. Wszyscy śmiali się i trzymali w rękach kielichy. 
Jakby bliżej się temu przyjrzeć, to wszystkie te asgardzkie obyczaje wydają się być dość luźne. 
Tony westchnął znów, zastanawiając się nad tym, co Thor powiedział o dziecku. O co mogło mu chodzić? Czyżby tak bardzo zależało mu na posiadaniu potomstwa? To akurat logiczne, w końcu jest następcą tronu, ale przecież ożenił się z mężczyzną. Chociaż, skoro w Asgardzie takie małżeństwa były możliwe, więc może poradzili też sobie z posiadaniem potomstwa. Tony jakoś nie potrafił wyobrazić sobie adopcji po asgardzku, Loki stanowił tutaj wyjątek. A więc może matka zastępcza? Co to, to nie! Nie miał ochoty dzielić się swoim mężem z kimkolwiek innym. A więc zostawała magia. Ale jak miałoby to wyglądać? Jak „zrobić” dziecko pomijając przyziemne, biologiczne kwestie? 
Kiedy tak o tym rozmyślał, ktoś przysiadł na opuszczonym przez Thora krześle i szturchnął go w ramię. Tony odwrócił się i zobaczył przed sobą uśmiechniętego od ucha do ucha Clinta. Otaczała ich reszta Avengersów. 
- Wyglądasz, jakby przejechał po tobie traktor. To musiała być dłuuuga noc, co nie? - Clint poklepał go po ramieniu, uśmiechając się szeroko i z niezbyt subtelną aluzją, że oni wszyscy bardzo chętnie posłuchaliby o tym, jak bardzo długa była ta noc. - Na drugi raz karm męża przed wspólnymi pieszczotami, masz na szyi odcisk szczęki... 
Tony uznał, że chyba nie warto już udawać, że jest rześki i wypoczęty po nocy spania w zbroi i późniejszej gimnastyce sado-maso. 
- Wiesz, myślałam, że zacznie cię tłuc dopiero po miesiącu miodowym - stwierdziła Raven. - Ciekawe, czy robią tutaj obdukcje? Możesz ty w ogóle siadać? 
Stark spojrzał na nią krzywo. 
- Mogę – mruknął – ale wolałbym więcej tego nie próbować. 
Melody położyła mu rękę na ramieniu. 
- Było aż tak źle? – spytała. 
Tony przygryzł wargę. 
- Kocham Thora – powiedział po chwili – I wiecie, było naprawdę fajnie… dopóki nie postanowiłem być „prawdziwym mężczyzną”. 
Machnął dłonią. 
Clint parsknął śmiechem. 
- To znaczy, że ty sam go o to prosiłeś? 
Wszyscy nagle zaczęli wyglądać na jeszcze bardziej rozbawionych. 
Tony ukrył twarz w dłoniach. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie pierwsze dni małżeństwa z Thorem. 
- To moja wina – jęknął – spaprałem sprawę. 
- Proszę tak nie myśleć, panie Stark – usłyszał głos Coulsona – próbował pan rozmawiać na ten temat z Thorem? 
- Noo – Tony za wszelką cenę starał się nie wyglądać na zażenowanego – jakoś nie miałem na to czasu. 
Wszyscy, jak na zawołanie, przewrócili oczami. Nagle zmaterializował się przed nim Dyrektor Fury. 
- A więc może z łaski swojej weźmiesz swój obolały tyłek w troki i pójdziesz do swojego męża, rozwiązać ten problem? 
Nick Fury zawsze był w swoich radach wyjątkowo bezpośredni i może właśnie za to należało go cenić. 
- To był rozkaz – dodał i Tony tak jakby nie miał już wyboru. 
Wstawanie było znacznie łatwiejsze od siadania, oczywiście jeżeli miałeś na sobie wygodne spodnie. Tony sztywnym krokiem ruszył w stronę Thora i grupki jego przyjaciół. Niestety, dość szybko go spostrzegli. Niestety, uśmiechnęli się szeroko na jego widok. 
Thor raczej nie zauważył, w jakim jego ślubny jest stanie i chyba nawet się tego nie domyślał, bo objął go mocno (Tony bardzo próbował się nie krzywić), pocałował w czoło i nastąpiła powtórka z rozmowy o nocy poślubnej, tym razem przetykana dziwnymi, asgardzkimi określeniami, których znaczenia Tony mógł się tylko domyślać. Thor wyglądał, jakby miał zaraz pęknąć z dumy. 
- Wiesz co... svass... - mruknął Tony. - Mogę cię prosić na chwilę... teraz. 
Wszyscy trzej przyjaciele Thora uśmiechnęli się wymownie, klepiąc go po plecach i mrucząc coś o tym, aby się porządniej zajął małżonkiem. 
Jako że ciągnięcie Thora gdziekolwiek praktycznie nie miało praktycznie sensu, Tony po prostu wskazał mu dłonią kierunek i ruszył tam, mając nadzieję, iż jego druga polówka za nim podąży. 
Zatrzymali się dopiero przy wielkich drzwiach. Tony uchylił je, rozejrzał się, czy nikt za nimi nie idzie i ruchem ręki pokazał Thorowi aby za nim wyszedł. Znaleźli się na początku długiego korytarza. Teraz dopiero Tony mógł odetchnąć i przestać udawać, że stoi prosto i nic go nie boli. Z ulgą oparł się ostrożnie o zimną ścianę. 
Jego mąż za to stanął przed nim i przestępując z nogi na nogę przyglądał mu się z lekkim niepokojem. Jak pies, który nie do końca jest pewien, czy zrobił coś złego. 
- Czy coś się stało, svass? 
Dopiero teraz Tony’emu przypomniało się, że wiedzieć, co powiedzieć, a potrafić to powiedzieć to dwie zupełnie inne sprawy. 
- No, nic się nie stało, to znaczy nic poważnego, chociaż jakby tak na to spojrzeć z innej perspektywy, to jednak jest to poważne, znaczy, nie całkiem poważne, ale… 
Spojrzał na Thora. Znowu TO spojrzenie. Thor jest cierpliwy, Thor poczeka, aż Tony wreszcie zacznie porozumiewać się za pomocą sensu i logiki. 
Ech, gdyby tylko mógł położyć się w wannie pełnej gorącej wody. 
- Widzisz, Thor – ostatnio prawie każde zdanie zaczynał od tych dwóch słów – chodzi o naszą noc poślubną, znaczy się no, poranek... 
- Czyżbym nie spełnił jednak twoich oczekiwań? – głos Thora zabrzmiał jakby ten złamał się pośrodku. 
To, co Tony ujrzał w jego oczach, wyglądało jeszcze gorzej. 
Uznał, że lepiej będzie po prostu zaprezentować i zdjął koszulę. 
Wyglądało to gorzej, niż przypuszczał. Miał na ciele prawdziwą mozaikę stworzoną z czarno-fioletowych siniaków, których epicentra znajdowały się na jego ramionach i w okolicach bioder. Co najmniej dwa żebra były niemalże na pewno obtłuczone, a Tony nie chciał wiedzieć, jak w takim wypadku wyglądają jego uda. Thor wyglądał, jakby w niego trafił piorun, chociaż prawdopodobnie nie było to najwdzięczniejsze porównanie. 
- Ale... 
- My, śmiertelnicy... jesteśmy raczej delikatni. Chyba lekko... za bardzo się wczułeś. Znaczy, wiem, że to nie twoja wina, ale wolałbym się położyć... 
Mógł przewidzieć, że seks z facetem, który potrafi giąć stal w rękach, tak się właśnie skończy, jednak to go nie pocieszało. 
Za to Thor kompletnie się załamał. „Cholera”, zaklął w myślach Tony. Przecież obiecał sobie, że już nigdy do tego nie doprowadzi, że przez niego Thor już nigdy nie będzie tak wyglądał, ale oczywiście Tony Stark – król idiotów znowu musiał wszystko spieprzyć. 
Uśmiechnął się i objął dłońmi twarz blondyna. 
- Thor… 
- Nie musisz nic mówić, svass – Thor zniżył wzrok – popełniłem błąd, nie pytając cię o zdanie. Naraziłem cię na ból, a wiesz, że zrobiłbym wszystko aby ci go oszczędzić, okazałem się złym mężem i to już na samym początku. 
Starkowi niemalże pękło serce, kiedy to usłyszał. Pogładził Thora po twarzy i delikatnie go pocałował. 
- Hej, wojowniku - powiedział cicho – nie waż się zwalać wszystkiego na siebie, to tak samo moja wina, bo przecież powinienem dać ci znać, że coś jest nie tak… ale przez większość czasu było cudownie, naprawdę było mi z tobą naprawdę dobrze. Spieprzyłem to, bo chciałem zbyt wiele na raz, a powinienem wiedzieć, że, no… nie powinienem. 
Thor przyglądał mu się przez chwilę po czym znowu wbił wzrok w ziemię. 
- To nie tak miał wyglądać nasz pierwszy raz – wymamrotał. 
Tony objął go i przytulił, krzywiąc się przy tym lekko. 
- Wystarczy, że będziemy odtąd bardziej ostrożni, to wszystko – zapewnił. 
Jednak Thor nadal stał sztywno jak kłoda, jakby bał się dotknąć Tony’ego, aby znowu nie zrobić mu krzywdy. 
- Och daj spokój – jęknął ten i pocałował go mocno – nie musisz mnie traktować jakbym był z porcelany. 
- Wezwę uzdrowiciela. Chyba Beinir zna się na was trochę... - Thor natychmiast odsunął go od siebie i praktycznie wybiegł z pomieszczenia. 
Następną godzinę Tony spędził będąc opatrywanym przez krzepkiego młodziana, zwłaszcza w miejscach, w których zdecydowanie nie chciał być dotykany ("No, rozłóż szerzej nogi, nic nie widzę!") i wreszcie skończył w łóżku, posmarowany grubą warstwą maści w różnych miejscach i obłożony opatrunkami w innych. Dostał też do wypicia wywar, od którego kręciło mu się w głowie i nawet nie spostrzegł, że przeleżał cały dzień. Zorientował się dopiero, gdy zapadł zmrok, a Thorowi udało w ciemności podejść do łóżka. 
- Svass? Wszystko w porządku? 
- Tak jakby – stwierdził, poruszając się lekko – przynajmniej przestało mnie boleć, chociaż ta maź strasznie śmierdzi. 
Thor usiadł na skraju łóżka. 
- Dzięki niej już następnego ranka po tych wszystkich obrażeniach nie powinno być ani śladu. 
Podniósł rękę, jakby chciał dotknąć Tony’ego, ale zaraz ją cofnął. Tony postanowił nie tolerować dalej tych idiotyzmów i chwycił jego dłoń. Thor spojrzał na niego zaskoczony. 
- Posłuchaj mnie, Odinson - powiedział głośno Tony. – Nie jestem jakąś pieprzoną porcelanową lalką, żebyś nagle bał się mnie nawet dotknąć! Wiesz za to, kim jestem? Jestem twoim mężem i domagam się, abyś przestał obwiniać się o to, co się stało! 
Mówiąc to, ścisnął dłoń Thora najmocniej jak mógł. Thor spojrzał na ich złączone dłonie. 
- A co jeśli znowu zrobię ci krzywdę? – spytał z obawą. 
Tony uśmiechnął się ciepło. 
- Nie zrobisz, bo obaj już wiemy, jakich błędów mamy unikać, tak? – upewnił się, znowu ściskając dłoń blondyna, a ten skinął głową. – A teraz kładź się obok i nie marudź. 
Oczywiście Thor musiał ułożyć się na samym skraju wielkiego łoża. Tony zakrył twarz dłońmi. Dlaczego on musi być taki trudny we współpracy? 
- Thor? 
- Tak, svass? 
- Obejmij mnie. 
- Ale… 
- Zamknij się i obejmij mnie! 
Nastąpiła krótka cisza, podczas, której Thor jak nigdy przypominał wielką kłodę, leżąc bez ruchu na łóżku. 
- Tak jest, svass. 
Tony poczuł, jak jedno umięśnione ramię ostrożnie wsuwa mu się pod plecy, a drugie otacza jego klatkę piersiową, wielka dłoń spoczęła na piersi, częściowo przykrywając jarzący się błękitem okrąg. 
Bolało, rzecz jasna, jak cholera, ale Tony prędzej by odgryzł sobie z bólu język, niż to przyznał. 
- No. Dobry chłopiec - pochwalił Thora. 
Przez kilka sekund trwała naprawdę ciężka cisza. 
- I w końcu nie dałem ci prezentu ślubnego... 
Tony zamarł. O czym on mówi? 
- Na pewno się z tego powodu na mnie gniewasz... 
Tak, pomyślał złośliwie Stark. Czuję się, jakby ktoś mnie zgwałcił za pomocą jeża na szczotce, a jestem naprawdę wściekły, bo nie dostałem prezentu. Właśnie tak, dokładnie. 
- Melody powiedziała, że mi pomoże. Pokażę ci rano, dobrze, svass? - Tony poczuł nos Thora przy swoim karku. 
- Aha – mruknął tylko i wtulił policzek w miękkie blond włosy. 
Nagle poczuł się bardzo, ale to bardzo senny. 
- Dobranoc, svass – usłyszał cichy pomruk Thora. 
- Mhm… branoc… 
Zasnął natychmiast. 

*** 

Następny ranek okazał się być naprawdę przyjemny dla Tony’ego, chociaż musiało to mieć wiele wspólnego z faktem, iż ciało przestało już go tak boleć, a siniaki i inne obrażenia również prawie znikły. Wystarczyła jeszcze gorąca kąpiel w wielkiej balii w towarzystwie poślubionego właśnie boga Piorunów aby świat wydał się Starkowi naprawdę piękny. 
- Jak się teraz czujesz, svass? – spytał Thor, wycierając go delikatnie czymś, co musiało być kiedyś częścią owcy. Wyjątkowo włochatej owcy. 
- Pytasz mnie o to dzisiaj już piąty raz – Tony starał się nie drgnąć, kiedy ręcznik musnął mu lekko to szczególne miejsce między nogami. – Czuję się świetnie, ta maść twojego kolegi naprawdę mi pomogła. 
Odwrócił się przodem do Thora i stając na palcach, pocałował go delikatnie, a potem położył głowę na jego ramieniu. 
- Mmm, ładnie pachniesz – wymruczał, muskając ustami ciepłą skórę. 
Thor aż zadrżał. 
- Miałem ci dzisiaj pokazać twój prezent… - przypomniał nieśmiało. 
- Prezent może poczekać - stwierdził Tony i wtulił się w szeroki tors. 
- Nie sądzę aby ten mógł czekać – zaśmiał się asgardczyk. 
Wziął swojego męża w ramiona i (tylko przy nikłym proteście) zaniósł go do sypialni, gdzie obaj się ubrali. Thor popędzał go przy tym. 
Tony’ego zastanawiało, jaki to prezent wart jest takiego pośpiechu. I co w tym wszystkim robi Melody? 
Ubrawszy się, ruszyli długim korytarzem, aż dotarli do sporych, drewnianych drzwi. Tony nie pamiętał, aby kiedykolwiek tam wchodził. 
Thor zapukał i zaraz otworzyła mu Melody. Wyglądała na niezwykle czymś podnieconą. 
- Wchodźcie, wchodźcie! On już czeka. 
„On?”, pomyślał Tony. Czyżby Thor sprawił mu psa? 
Znaleźli się w niewielkiej, jak na asgardzkie warunki, sali, nieco mniejszej niż ich sypialnia. Panował tutaj lekki mrok. 
- Chciałem zrobić ci niespodziankę – odezwał się Thor, idąc z tyłu – a wiedziałem, że oprócz mnie nie masz żadnej rodziny, a Melody zna się na tych rzeczach, więc pomyślałem, że może… 
Przerwał nagle, bo omal nie wpadł na Tony’ego, który stanął osłupiały na środku pokoju, wpatrując się w okno, a dokładnie, w postać, która przy tym oknie stała. 
Tony doskonale pamiętał tę postać, doskonale pamiętał to wiecznie oceniające spojrzenie ciemnych oczu. Ale przecież on umarł, prawda? 
- No proszę –odezwał się tamten mężczyzna – czyż to nie mój drogi Anthony? Dobry Boże, co się z tobą stało, chłopcze? Spójrz tylko na siebie, takie bezużyteczne chuchro nie zasługuje, aby nosić nazwisko Stark! 
Tony zachwiał się na nogach, aż Thor musiał go od tyłu podtrzymać. 
„To nie może być prawda! To nie może być prawda!” - krzyczał jego mózg, ale przecież to była prawda. To naprawdę był on. 
- Tata? – wymamrotał słabym głosem. 
Howard Stark uśmiechnął się zimno. 
Niestety, nie mógł się mylić. Stał przed nim Howard Stark, z tym swoim paskudnym wąsikiem alfonsa, który był modny trzydzieści lat temu i z miną, jakby ktoś mu jednocześnie wsadził dwulitrową butelkę po Pepsi w tyłek i podstawił gówno pod nos. Tony znał tę minę. Kochany tatuś miał ją zawsze, gdy na niego patrzył. Do tego miał na sobie spodnie ze znajomym grubym, skórzanym paskiem i ciężką klamrą, którą to Tony znał jeszcze lepiej. 
- Jak ty wyglądasz, gówniarzu! - warknął Howard, a Tony uznał, że dla niego to już za wiele i malowniczo osunął się na podłogę, uprzednio robiąc w spodnie po raz pierwszy od lat trzydziestu.
Takie tam spotkanie rodzinne.

Brak komentarzy: