wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział czternasty


Howard Stark miał plan.
Plan był prosty i klarowny - wydostanie się stąd, dorwie swojego kochanego synka i ukręci mu łepek przy samej dupie. Najlepiej powoli. Plan niestety miał jedną wadę - nie działał, ponieważ nie miał pojęcia, jak się stąd wydostać, chociaż w zasadzie trzeba było zacząć od tego, że nie miał pojęcia, co zrobić, aby gadzina nie pluła mu na twarz.
- Że też mi sperma tak nie ściekła przy robieniu tego gówna! - wydarł się, gdy został ponownie opluty jadem, który pływał mu powoli i boleśnie po policzku. Jego głos niósł się echem po pieczarze, jednak nikt mu nie odpowiedział. Wąż nie bywał dość rozmowny.
Oczywiście ten cały Loki nadal nie pojawiał się w jaskini, nie, żeby Howard jakoś wyjątkowo za nim tęsknił, ale wredny sukinsyn obiecał mu pomoc. Mógł się domyślać, że na tych całych asgardczykach nie ma co polegać.
Poza tym, to czuł się paskudnie, o ile można mówić o dobrym samopoczucie, kiedy pluje na ciebie wielki, jadowity wąż. Nie był uwięziony długo, ale te parę dni, które spędził przykuty do głazu wydawały mu się całymi stuleciami. Może to element kary? Tyko, że on nie zasługuję na karę! Za wszystko, co teraz przytrafiło się Howardowi winę ponosił ten nędzny szczeniak i to bezmózgie coś, z którym wziął parodię ślubu. A na dodatek jest z nim w ciąży. W ciąży! Jak mężczyzna może być w ciąży? To nienormalne! Howard miał nadzieję, że ten bachor zdechnie.
Nagle coś usłyszał. Cichy, rytmiczny, narastający stukot. Rozbrzmiewał w jego uszach, czym zapowiedź czegoś lepszego. Lepszego od leżenia wyciągniętym na skale, co nie było trudne. Howard przechylił głowę i zaczął niezbyt przystojnie zezować w stronę, z której dochodził odgłos. W pierwszej chwili uznał, że ma przewidzenia, w drugiej, że bardzo chce, aby tak zostało.
Stała przed nim wysoka, piękna brunetka w obcisłym i zapiętym pod szyję zielono-złotym kostiumie i niemalże ośmiocalowych, cienkich szpilkach. Howard, pomimo bólu i oszołomienia, uśmiechnął się. Fajny ten omam.
- Bynajmniej nie jestem omamem – powiedziała kobieta pięknym, melodyjnym głosem.
Howard starał się uśmiechnąć, chociaż jad masakrujący mu twarz nieco psuł efekt.
Naprawdę była piękna, kostium ściśle opinał jej zgrabne ciało co świetnie eksponowało sporej wielkości biust. Długie, ciemne włosy kaskadami spływały jej po plecach, Howard dostrzegł na jej włosach zielone odbłyski i dopiero po chwili zrozumiał, iż to prawdziwe szafiry, które kobieta nosiła we włosach jak ozdoby. Wszystko to pięknie komponowało się z zielenią jej oczu.
- Czyżbyś przyszła dotrzymać biednemu więźniowi towarzystwa? – spytał.
Ta zbliżyła się do niego powoli, dla efektu kręcąc zalotnie biodrami.
- Może nawet pomogę ci się stąd wydostać – zmierzyła wzrokiem Howarda - O ile będziesz grzeczny – dodała.
Howard nagle poczuł, że bardzo, bardzo chce być grzeczny.
Brunetka uśmiechnęła się szeroko i pochyliła nad nim, tak że Howard dokładnie poczuł duszącą, kwiatową woń jej perfum.
- Jestem Lorelay - przedstawiła się. - A ciebie jak zwą, śmier... mężczyzno z Midgardu?
Howardowi zakręciło się w głowie.
- Jestem Howard Stark... moja pani. - Również posłał jej uśmiech, chociaż ze zniszczoną połową twarzy pewnie nie wyglądał zbyt atrakcyjnie dla kogokolwiek, kto nie byłby totalnie ślepy. Ale cóż, stare nawyki... - Ukłoniłbym się, ale rozumiesz...
Kobieta pstryknęła palcami, a trzymające go więzy puściły. Wąż łypnął na nich z wyrzutem.
- Myślę, że to już nie będzie potrzebne – mówiąc to spojrzała na bestię i mrugnęła.
Howard z trudem mógł ustać na nogach, całe dnie spędzone w pozycji na wpół leżącej zrobiły swoje. Spojrzał na węża, który również mierzył go wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: „Myślisz, że ci się upiekło?” Powstrzymał się aby pokazać gadowi środkowy palec.
Zwrócił się do kobiety.
- A więc, Lorelay – rzekł, ponownie mierząc ją wzrokiem – mniemam, że przysłał cię ten cały Loki, prawda?
Lorelay uśmiechnęła się, ukazując proste, białe zęby.
- Domyślny jesteś, muszę przyznać. Tak, rzeczywiście Loki to mój… kuzyn, znamy się od dziecka, więc, kiedy opowiedział mi o biednym mężczyźnie bezprawnie więzionym w tej oto grocie przez Asgardczyków, natychmiast zgodziłam się pomóc.
Mówiąc to, przeczesywała palcami kosmyki swoich długich włosów, zerkając na Howarda z czymś, co wyglądało na troskę w jej zielonych oczach.
Howard postanowił przywołać całą swoją szarmanckość.
- To miło, że tak piękna i intrygująca osóbka jak ty w ogóle interesuje się takim starym kołkiem jak ja – zaśmiał się jak z dobrego żartu.
Lorelay zastanowiła się przez chwilę.
- Może zdołamy coś z tym zrobić –powiedziała jakby do siebie i rozejrzała się – A teraz chodźmy, czas nas goni, a w każdej chwili ktoś się tu może zjawić.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytał Howard, opierając się na jej ramieniu.
- W bezpieczne miejsce, oczywiście.

***

Wesele byłoby naprawdę fajną imprezą, gdyby Loki nie przypominał Tony'emu co mniej więcej piętnaście minut, że w JEGO STANIE nie powinien pić alkoholu, wobec czego po godzinie absolutnie wszyscy wiedzieli, w jakim jest stanie, a do listy "rzeczy, które dowodzą, że śmiertelnicy są naprawdę dziwni" dopisali to, iż najwyraźniej alkohol w ich przypadku źle łączył się z ciążą. Tony bohatersko uznał, że się poświęci na ołtarzu abstynencji dla swojego potomka, ale wolałby się nie poświęcać w czasie suto zakrapianej nordyckiej uczty, dziękuję bardzo.
Przynajmniej tym razem mógł siedzieć, jednocześnie nie pojękując z bólu.
Rozejrzał się, poszukując Thora i spostrzegł, że ten rozmawia właśnie z jakąś brunetką, i która, przynajmniej z punku widzenia Tony’ego, stała nieco zbyt blisko jego męża i nieco zbyt ładnie wyglądała. Za to sam Thor zachowywał się tak, jakby znał ją od dawna, śmiejąc się od czasu do czasu i cały czas nie przestając szczerzyć tej swojej wielkiej gęby.
Co dziwniejsze, Tony nie pamiętał aby widział ją na ślubie, co znaczyło, iż musiała zjawić się w Asgardzie dopiero niedawno. Thor objął brunetkę ramieniem, uśmiechając się do niej szeroko, a Tony’ego coś jakby kopnęło w trzewia i z pewnością nie był to Junior.
Zaczął się zastanawiać. Póki co wyglądał tak, jak zwykle, a zawsze starał się dbać o formę. Jednak wkrótce się to zmieni. Spojrzał na swój jeszcze płaski brzuch. Co zrobi Thor za kilka miesięcy, kiedy Tony przestanie być płaski i atrakcyjny? Czy znajdzie sobie kogoś, kto nie będzie przypominał piłki plażowej?
Z drugiej strony Thor pochodzi z Planety Seksowności, Gdzie Ludzie Rano Nie Mają Nieświeżego Oddechu (autentycznie, bakterie chyba nie lubiły Asgardczyków, bo tu absolutnie wszyscy wyglądali jak efekty długotrwałej pracy stylistów), więc powinno go odrzucić na wstępie. Ale jakby patrzeć pod jeszcze innym kątem, to chyba ma obniżony próg dopuszczalnej fizjologii w związku i jeszcze kilka wieczorów, gdy Tony po całym dniu pracy w warsztacie wróci utytłany różnymi wydzielinami i Thor zapewne z wrzaskiem pobiegnie szukać sobie asgardzkiego kochanka.
Nie poprawiło to Starkowi humoru, za to wjechało na ambicje. Nade wszystko podszedł męża, celem odciągnięcia go od potencjalnego źródła pokusy.
- Odbijany - powiedział, uśmiechając się szeroko do pięknej brunetki.
Oddała mu uśmiech i odwróciła się do Thora, mówiąc:
- A więc to jest twój mąż. Ładny – stwierdziła – Muszę przyznać, masz dobry gust.
Tony nie zdążył się na dobre zdziwić, kiedy rozradowany Thor zwrócił się do niego.
- Właśnie miałem was sobie przedstawić. Svass – powiedział, wskazując na kobietę – to jest Sygin, żona Lokiego i moja przyjaciółka. Niestety, nie zdążyła na nasz ślub, mimo wszystko bardzo się cieszę, że udało jej się tutaj dotrzeć. Minęły wieki, odkąd widziałem ją ostatni raz.
- Och, tak. Miło mi cię poznać… - zaczął, ale zaraz coś go tknęło, więc cofnął pamięć o kilka sekund wstecz – Zaraz, czy Thor powiedział, że jesteś żoną Lokiego?
Sygin skinęła głową.
- Tego Lokiego? Przybranego braciszka Thora? Faceta, który postanowił ot tak podbić Ziemię bo akurat nie miał nic innego do roboty? Tego Lokiego?
- Tak, tego samego – potwierdziła kobieta z uśmiechem.
Tony miał dziwne wrażenie, że jej jasne oczy wnikają do wnętrza jego głowy i prześwietlają mu klatkę piersiową niczym rentgen.
- Ale ty nie jesteś taka jak twój mężuś? – chciał się upewnić.
Sygin wyglądała jakby się nad tym zastanawiała.
- Wiesz – powiedziała po chwili – To może być jeden z powodów dlaczego nazwałam go skończonym durniem i odeszłam.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Tony już zaczął ją lubić.
Thor również uśmiechnął się i zaczął się dopytywać Sygin, co tam u dzieci, a mózg Tony'ego wykonał kolejny mentalny fikołek. Loki ma dzieci. A to oznacza, że musiał uprawiać seks. Z kobietą. Co najmniej dwa razy. Rany.
Miał szczerą nadzieję, że synowie Lokiego nie wdali się w tatusia.
Dyskusja szybko zeszła od dzieci Sygin do dzieci Thora i w tej chwili Tony się zawiesił. Ponieważ wychodziło na to, iż Thor dzieci posiadał, rozsiane po wszystkich Dziewięciu Światach i to w ilościach hurtowych... Tony słuchał tego jak skamieniały, wiedząc, że nikt w tej chwili nie zwraca na niego uwagi...
- Chwila, chwila, chwila! – przerwał dwójce przyjaciół – Przepraszam, bo nie zrozumiałem, ale ty masz już jakieś dzieci?
Spojrzał z niedowierzaniem na Thora, który sprawiał wrażenie jakby nie do końca pojmował dlaczego Tony nagle zadaje takie głupie pytania.
- No, tak – odpowiedział.
Sygin spojrzała najpierw na Tony’ego, potem na Thora, pierwszemu rzuciła przepraszający uśmiech po czym chwyciła tego drugiego za ramię i mówiąc: „Pozwól no na momencik”, pociągnęła szwagra kawałek dalej. Wepchnęła go za stojącą nieopodal statuę.
Sygin spojrzała na niego groźnie.
- A więc czy mi się zdaje, czy twój mąż nie ma zielonego pojęcia o fakcie posiadania przez ciebie dzieci?
Thor dopiero teraz jakby coś tknęło.
- Cóż - stwierdził, z roztargnieniem drapiąc się po głowie – Uznałem, że nie jest to aż tak ważne aby o tym wspominać.
Sygin pacnęła się dłonią w twarz.
- Znaczy... to chyba oczywiste, że mam. Wszyscy mają... - To była prawda. Ze względu na długość życia w Asgardzie niemalże wszystkim kiedyś, gdzieś, zdarzyło się rozmnożyć. Dla Thora było absolutnie oczywiste, że ma całkiem sporą grupkę bękartów, podobnie jak niemalże każdy tu obecny, włącznie z Odynem. Nikt nie miał z tego powodu do nikogo pretensji.
Sygin wyraźnie była innego zdania.
- Wiesz, śmiertelnicy trochę inaczej do tego podchodzą... Tak, wiem, oni są dziwni - dodała, widząc minę Thora. - Chyba to ten czas, gdy idziesz się tłumaczyć. Znowu.
Thor nie bardzo rozumiał, z czego ma się tłumaczyć, ale skoro kolejny raz czymś uraził svassa...
Tylko, że svassa już nie było tam, gdzie go zostawili. Thor i Sygin przeszukali tłum, jednak nigdzie go nie znaleźli. Dopiero Sif przyznała, że widziała jak Tony wybiegał wielkimi drzwiami, jakby bardzo gdzieś się śpieszył.
Sygin zaklęła wcale nie, jak na damę przystało.
- Mam wrażenie, że będą z tego większe kłopoty, niż przypuszczałam –spojrzała na szwagra – Słuchaj mnie, Thor. Musisz go znaleźć i to szybko, a jak już go znajdziesz to błagaj go o wybaczenie chociażby i na kolanach. Zrozumiano?
Thor nie całkiem zrozumiał, ale i tak kiwnął głową.
Oboje pędem opuścili salę.
***
Tymczasem wściekły jak jeszcze nigdy Tony pakował walizkę.
Zniósł ekspresowy ślub. Zniósł nietrafiony prezent poślubny. Zniósł nawet wiadomość, że za dziewięć miesięcy musi się spodziewać "porodu po asgardzku", a to bardzo paskudna procedura. Ale kolejnego "svass, zapomniałem ci powiedzieć" już nie zniesie. Ciekawe, ile jeszcze Thor ma takich tajemnic. Niedługo okaże się, że ma dwie żony, o których zapomniał powiedzieć...
Ze złością szarpnął walizkę za rączkę i już miał zamiar wychodzić, gdy zderzył się z własnym, wyraźnie skonfundowanym małżonkiem.
- Svass? O nienienienie... - Thor nie zważając na to, że Tony próbuje go wyminąć, chwycił go mocno za ramiona. - Wiem, że jesteś w ciąży, ale przestań się rzucać i daj sobie wytłumaczyć...
Nie skończył, bo walizka z hukiem odbiła mu się od twarzy, przy okazji gubiąc zawartość.
„No tak”, pomyślał Thor, dotykając nieco obolałego policzka. „Tak po prawdzie to powinienem się był tego spodziewać.”
- Svass… - zaczął znowu.
- Nie! – przerwał mu Tony i zaczął zbierać porozrzucane po podłodze rzeczy.
W śród nich Thor dostrzegł zabawkę, którą Stark zrobił dla ich dziecka. Ten natychmiast mu ją odebrał i przycisnął do siebie jak jakiś skarb.
- Pozwól, że ci wytłumaczę… - bóg Piorunów za wszelką cenę chciał doprowadzić sprawę do końca.
- Nic nie musisz mi tłumaczyć – stwierdził Tony nie przerywając ponownego pakowania walizki – Wystarczy mi to, co już słyszałem. I wiesz co? – spytał Thora, celując w niego placem – Nie mam zamiaru być dobrą, wyrozumiałą żoną, bo ani nie jestem niczyją żoną, a nawet wyrozumiałość ma swoje granice, które ja i tak już przekroczyłem. Więc wybacz mi, ale ja i Junior spieszymy się do Midgardu.
Cóż, jeśli miał nadzieję, że Thor grzecznie odsunie się z drogi, to rzeczywistość szybko skorygowała jego założenia, bo Thor nie miał najmniejszego zamiaru się ruszyć. Natomiast wyglądał, o dziwo, na zirytowanego.
- Słuchaj no. Jeszcze dwa tygodnie temu przechwalałeś się, że miałeś więcej kobiet niż jadłeś ciepłych posiłków, więc pewnie narobiłeś więcej dzieciaków niż ja...
Tony otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale Thor ścisnął go jeszcze mocniej ("Witajcie, siniaki, tak dawno was nie widziałem...").
-...gżąc się po pijaku, więc siadaj i nie histeryzuj jak baba... Svass. - Dodał Thor po zastanowieniu, a Tony rzeczywiście musiał usiąść. Ze zdziwienia. Czy on właśnie na niego nawrzeszczał?

Brak komentarzy: