wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział osiemnasty


Kiedy kobieta oczekuje narodzin dziecka, przynajmniej z grubsza spodziewa się, jak będzie wyglądać poród. W przypadku ciężarnego mężczyzny rzecz nie jest taka prosta. Ostatnie cztery miesiące w Asgardzie Tony spędził leżąc, siedząc, lub też ewentualnie stojąc, ale to tylko w wyjątkowych okolicznościach. Okazało się, że jego ciało naprawdę źle reaguje na hodowanie w nim małej istoty, która w dodatku jest dzieckiem boga i zdaje się przejawiać dość ambiwalentne uczucia względem swojej „mamusi”.
Przez ten cały czas czuwał przy nim Thor, od czasu do czasu wpadając do Midgardu, aby przekazać Avengersom, jak czuje się ich przyjaciel. Wieści te zawsze wyglądały tak samo. Tony czuje się źle, Tony marudzi, bo nie może palcem ruszyć ze swojego pokoju, Tony chce już natychmiast urodzić i mieć to wreszcie za sobą.
Co gorsza, Stark podejrzewał, że bogowie nie o wszystkim mu mówią. Zaczął mieć to dziwne wrażenie pod koniec ciąży. Nawet Thor czasami wyglądał tak, jakby miał ochotę o czymś mu powiedzieć, ale zawsze kończyło się na tym bardzo zaniepokojonym spojrzeniu.
Wtedy też zaczął się bać, a jego umysł balansował od histerii do dziwnego poczucia zaufania - w końcu tu musieli wiedzieć, co robią. Dowiedział się w końcu, że dziecko wyjdzie za sprawą czegoś w rodzaju magicznej asgardzkiej cesarki, znaczy przez powłoki brzuszne. Nie brzmiało to najlepiej, ale ta druga perspektywa, której się obawiał, zdecydowanie była gorsza.
Po niemalże dziewięciu miesiącach nie mógł wstać, nie mógł jeść i niemalże nie mógł mówić. Wyglądał tak, że Thor praktycznie nie mógł na niego patrzeć - zawsze, gdy do niego przychodził, zezował w stronę swoich butów. Przynajmniej do chwili, gdy Tony rozbił mu na głowie wazon ze wściekłym okrzykiem oburzenia.
Kiedy w końcu nadszedł TEN dzień, zrobił to w pięknym stylu, bo nikt się go nie spodziewał. Tony siedział na łóżku, z Thorem warującym przy jego boku, kiedy to nagle, beż żadnego ostrzeżenia, przeszył go ból tak ostry, że pociemniało mu w oczach. Chciał krzyknąć z bólu, lecz jedynym, co zdołał z siebie wydać, był cichy jęk.
To wystarczyło aby zaalarmować Thora, który spojrzał na męża i zbladł.
- Svass?
Oddech Tony’ego stał się płytki.
- Chyba już… - wysapał. – O, cholera, Thor…
Thora zdjęło chłodem na widok autentycznego strachu w oczach męża. Nie tracąc czasu wezwał służbę.
Tony poczuł, że jego ciałem wstrząsa spazm. Poczuł potężny skurcz w okolicach trzewi, wrzasnął z bólu, zaciskając mocno palce, usłyszał chrzęst ułamanego zęba i desperacko przewrócił się na bok, gdy jego usta napełniły się krwią, której nie umiał przełknąć. Spadł na podłogę, zawył kolejny raz, plując śliną pomieszaną z krwią. Niewyobrażalny ból rozprzestrzeniał się przez jego ciało, nie czuł jednak ruchów dziecka - może ich nie było, może był zbytnio zaślepiony swoim cierpieniem, aby je wyczuć. Trwało to może kilkanaście sekund, w czasie których wił się w spazmach na podłodze, otumaniony bólem do granic możliwości, aż wreszcie usłyszał trzask i odgłos mokrego rozdzierania i w jednej chwili zorientował się, że leży w kałuży krwi.
I to był koniec.

***

Odkąd sięgał pamięcią, Thor nigdy nie czuł takiego przerażenia, jak w tym momencie, kiedy patrzył na swojego męża, leżącego na zakrwawionej pościeli i nie dającego znaków życia, podczas gdy próbowano wyjąć z niego ich dziecko. Wszystkie lęki przebyte w dzieciństwie i późniejszym życiu były niczym w porównaniu z tym paraliżującym strachem, jaki odczuwał w tej chwili.
Tony, jego ukochany Tony, blady niczym trup, leżący na białej pościeli, która z minuty na minutę stawała się coraz bardziej czerwona. Wokół kręciła się mała grupka ludzi. Nikt inny nie miał wstępu do pokoju oprócz nich oraz pary królewskiej. Tymczasem z Tonym było coraz gorzej.
Thor wiedział już, dlaczego tak się dzieje, wiedział już, co stało się dziewięć miesięcy temu, albo raczej co miało się wtedy stać. Tony miał zjeść magiczne jabłko, które zagwarantuje mu nieśmiertelność.
Coś musiało jednak pójść źle. Kurewsko źle. Tak źle, że nie dało się tego naprawić.
Stary uzdrowiciel o surowej twarzy w pewnej chwili wziął go za rękę i po prostu wyprowadził z komnaty bez słowa, jakby był dzieckiem, które znalazło się w nieodpowiednim miejscu. Thor nawet się temu nie sprzeciwił, zbyt oszołomiony. Nie zareagował nawet, gdy mężczyzna wcisnął mu białe zawiniątko w ramiona i zostawił samego, nadal nic nie tłumacząc. Po prostu stał tam, myśląc o tym, że z Tonym nie mogło się przecież stać to, co się stało, to przecież niemożliwe...
I wtedy zawiniątko zaczęło wrzeszczeć.
Nagle jakby obudził się ze snu. Potrząsnął głową i chwycił krawędź kocyka, odsłaniając małą, ryczącą istotkę. Stworzonko było nieprawdopodobnie brzydkie, całe czerwone i oblepione czymś nieprzyjemnym. Thor zamrugał, aby pozbyć się łez i spojrzał na mała twarzyczkę, wykrzywioną płaczem.
Nie mając pojęcia co robić, począł kołysać maleństwo i śpiewać mu drżącym głosem jedną z ulubionych pieśni jego matki. Płacz w końcu ustał i Thor wreszcie mógł spojrzeć w otwarte oczy swojego dziecka. Swojego syna.
Kompletnie zafascynowany tym widokiem, zupełnie nie zauważył, kiedy otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Frigga.
Przysiadła obok swego syna i położywszy dłoń na główce maleństwa zaczęła razem z Thorem nucić kolejną piosenkę. Dziecko wydawało się chłonąć głosy, jakby szukając ich źródła. Po chwili zapadła cisza i Thor popatrzył na swoją matkę.
- Matko – wyszeptał.
Frigga otarła łzy, spływające mu po policzku. Na jej twarzy malował się ból, ale i nadzieja.
- Masz syna – powiedziała. – Teraz to jest najważniejsze.
- Czemu...? - zapytał Thor głucho.
- Nie wiemy. Po prostu nie wiemy. - Frigga przytuliła syna mocno. - Zajmij się swoim dzieckiem. Trzeba go nakarmić.
W normalnej sytuacji kazałaby zająć się niemowlęciem komuś innemu, ale Thor wyglądał teraz na kogoś, kogo nie należało zostawiać samego z własnymi myślami. Jeśli będzie zmuszony zajmować się dzieckiem, szybciej poczuje, że życie toczy się dalej, pomimo wszystkiego. Odyn najwyraźniej miał rację - małżeństwa ze śmiertelnikami nie są dobrym pomysłem.
- Tony...
- Tak zadecydował Los i nie nam podważać jego decyzje - stwierdziła Frigga twardo. - Twój syn ma jego oczy... jak go nazwiesz?
Thor przez chwilę wpatrywał się w chłopczyka, w to, jak jedną rączką, zupełnie bez powodzenia próbował złapać kocyk , a drugą machał w powietrzu. Wiedział, że jego włosy z czasem przybiorą kolor zboża, jak włosy Thora, kiedy był mały. Jednak już teraz mógł odgadnąć do kogo bardziej chłopak będzie podobny.
- Sigurd – powiedział w końcu. – Będzie się nazywał Sigurd.

***

Kiedy Thor ostatecznie wrócił do Midgardu, nikt z Avengersów nie spodziewał się tego, co bóg będzie miał im do przekazania.
Wszyscy zebrali się w głównej sali i słuchali go z grobowymi minami. Sam Thor wyglądał, jakby popękał i był o krok od rozlecenia się na kawałki.
Chyba nikim z bohaterów nic tak jeszcze nie wstrząsnęło.
- Ale jak to, umarł? – zdołała wykrztusić Melody.
Clint kręcił głową.
- Przecież był nieśmiertelny – podszedł do Thora – powiedziałeś, że jest nieśmiertelny.
- Ja... najwyraźniej myliłem się.
Kilka godzin wcześniej przeżywał nową, silną falę nadziei, gdy szedł prosić Melody o pomoc. Dziewczyna jednak powiedziała mu, że tym razem nie zdoła mu pomóc. Istniały rzeczy znajdujące się poza zasięgiem jej mocy i to właśnie była jedna z nich. Thor przeżył wtedy drugie, jeszcze silniejsze załamanie.
- Czyli, tak po prostu... umarł?
Raven spojrzała na wszystkich ze zdziwieniem.
- Wiecie, ten dzieciak wyszedł mu przez brzuch. Wszystkie flaki mu wypadły, a wy się pytacie, czy umarł? Ludzie, skąd wy się urwaliście? - zapytała zdumiona. Jako jedyna w gronie znała całą prawdę i niezbyt ją ta prawda obchodziła, odkąd Loki wolał znęcać się nad Howardem niż przebywać z nią.
Nawet nie zauważyła, jak wokół zaległa głucha cisza wypełniona znakami zapytania i okazjonalnie wykrzyknikami.
Rozejrzała się.
- No, co?
Bruce zbliżył się do niej z wyrazem twarzy, który zupełnie nie przypadł jej do gustu.
- Czy ty wiesz coś, o czym my nie wiemy? – spytał, a w jego oczach błysnęła lekka sugestia zieleni.
Dla Raven Darkstorm świat stał się nagle nieprzyjemnie ciasny.

Brak komentarzy: