Meanwhile
in Asgard
Cokolwiek działo się na Ziemi - Asgardczycy w tym czasie
mieli własne problemy.
- Więc mówisz, że już jej się nie polepszy? - Loki ściągnął brwi, patrząc z ukosa na siedzącą przy oknie Raven.
Od wielu dni, odkąd wyrwał dziewczynę z krainy Hel, sytuacja pozostawała wciąż taka sama: Raven nie odzyskiwała pamięci, jej spojrzenie było puste, a twarz bez wyrazu. Loki zapewnił jej opiekę: dwie służki czuwały nad nią dniem i nocą, mając nakazane meldować natychmiast, gdyby cokolwiek się zmieniło. Niestety - Raven wstawała rano, jadła, kiedy ją karmiono, ale poza tym zachowywała się jak bezwolna lalka. Potrafiła cały dzień przesiedzieć nieruchomo, spoglądając gdzieś w przestrzeń, nie reagując na wołanie ani na żadną rzecz, za pomocą której próbowano zwrócić jej uwagę i przywołać z powrotem wygasłe wspomnienia. Jedynym przejawem jej inicjatywy było to, że siedząc przy oknie na przemian splatała i rozplatała warkocz, od czasu do czasu nucąc cicho jakąś niezrozumiałą melodię.
Uzdrowiciel Beinir, młody, przystojny blondyn w dokładnie tym typie, w jakim była większość Asów - Loki czasami myślał, że wyglądają, jakby ich wszystkich odbito od jednego stempla - bezradnie rozłożył ręce.
- Robię co mogę, sam widzisz. Wypróbowałem już chyba wszystkie sposoby, zioła, runy... Myślę, że trzeba odesłać ją do Midgardu. Niech tam sobie sami z nią radzą.
- Nie.
- Czemu się tak przejmujesz? To do ciebie niepodobne. Zakochałeś się w niej, czy co?
- Oszalałeś? - parsknął Loki. - Ja? W śmiertelniczce? Ja po prostu... mam wobec niej dług. Przeze mnie zginęła.
- Nie ona jedna - mruknął sceptycznie Beinir. - Nie masz przypadkiem takiego samego długu wobec... choćby Baldura? - urwał natychmiast, zmrożony spojrzeniem Lokiego.
- Nie twój interes. - Bóg kłamstwa zerwał się z krzesła i zaczął nerwowo przechadzać po komnacie. "Dlaczego ja się w ogóle tłumaczę?" - pomyślał z irytacją. - A w ogóle, wyjaśnij mi jedną rzecz. Jak to się dzieje, że ten dupek Stark odzyskał pamięć i żyje całkiem normalnie - o ile życie z moim bratem można nazwać normalnym - a ona jakoś nie może? Oboje są przecież śmiertelnikami, powinni reagować tak samo...
Beinir uśmiechnął się szeroko i nieco obleśnie.
- Wiesz, może Młotek uzdrowił go sam...? Spróbuj i ty, nawet jeśli nie podziała, przynajmniej będziesz miał z niej jakiś pożytek.
- Wymyśl coś lepszego - warknął Loki. Obaj spojrzeli na dziewczynę; Raven kończyła właśnie rozplatać warkocz, włosy przykrywały jej plecy czarną falą. Szeroko otwarte oczy wpatrzone były w coś za oknem... a może w coś niewidzialnego? Melodia, którą nuciła, urwała się nagle i w komnacie zaległa zupełna cisza.
- Masz skrupuły...?! - Uzdrowiciel potrząsnął głową. - Nie poznaję cię, Loki. Serio.
Loki sam siebie nie poznawał. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się uparł, by najpierw zabrać tę dziewczynę spod władzy swojej córki, potem - by pomóc jej odzyskać pamięć. Przecież, do cholery jasnej, była nikim. Jednym z tych nędznych, midgardzkich robaków, niewartych nawet splunięcia. Takich jak ona rozdeptywał niegdyś setkami, nie zauważając nawet, że pobrudził sobie buty. To jego durny braciszek miał wobec nich jakieś sentymenty... uważał się za ich obrońcę... ale on? On był istotą wyższą. I Beinir miał rację: nie była pierwszą ani jedyną osobą, która zginęła z jego powodu. Więc o co mu właściwie chodziło?
- Nie twój interes, mówię ci po raz drugi i ostatni. - Rzucił uzdrowicielowi wściekłe spojrzenie. - Do niczego się nie nadajesz, partaczu!
Przez twarz Beinira przemknął grymas, jednak blondyn momentalnie się opanował.
- A jeśli chodzi o Starka... - ciągnął obojętnym tonem, jakby ostatnie zdanie w ogóle nie padło - mam teorię. To dojrzały mężczyzna, wiele przeżył. Nić łącząca go ze światem żywych była mocna, więc łatwiej mu było wrócić. Ta tutaj to smarkula, nie zdążyła doświadczyć prawie nic. Jej dusza nie umie trafić tu z powrotem. Tak sądzę.
- Brzmi rozsądnie - mruknął Loki. - Ale co z tego wynika? Jak ją sprowadzić? Jeśli ty nie potrafisz, to może przynajmniej znasz kogoś, kto umie?
Beinir milczał przez chwilę, odwrócony plecami, tak że Loki nie mógł dostrzec jego wyrazu twarzy.
- Hmmmm. Słyszałem o czymś, co może pomóc. Ale...
- Ale co?
- Ale to nic pewnego. I w dodatku niebezpieczne.
Loki tylko parsknął.
- No dobra - Beinir wzruszył ramionami. - No więc, słyszałem, że karły wynalazły coś... nazywają to "klatką na dusze". Podobno można za jej pomocą ściągnąć i schwytać takich właśnie zabłąkanych. Niestety, nic więcej nie wiem. Nawet nie jestem pewien, czy to rzeczywiście działa.
- Które karły?
Beinir uśmiechnął się złośliwie.
- Brokkur. I jego brat Eitri. - Zachichotał, widząc, jak twarz Lokiego pokrywa cień. - Wydaje mi się, że wobec nich też masz dług i to poważny.
Historia o tym, jak Loki postawił własne życie w zakład, że Eitri nie dorówna swemu bratu i nie wykona w darze dla bogów równie cennych przedmiotów, co Brokkur, była szeroko znana w całym Asgardzie. Dzięki temu zakładowi Thor zyskał swój młot, Sif magiczne włosy, inni bogowie również zostali hojnie obdarowani. Jednak fakt, że bóg kłamstwa podstępem wykręcił się od zapłaty, stał się początkiem trwałej niechęci pomiędzy nim a mieszkańcami Svartalfheimu. Część z nich co prawda nadal pracowała dla Lokiego, wykonując różne magiczne gadżety - ot, choćby laskę z błękitnym kryształem, którą posługiwał się często i skutecznie - ale Brokkur i Eitri nie należeli do tej grupy. Bezwiednie dotknął twarzy. Blizny zniknęły już dawno, ale wciąż pamiętał upokorzenie, jakiego doświadczył, gdy zaszyli mu usta, "by już nigdy więcej nie kłamał".
Mimo wszystko, na myśl, by zanurzyć się znów w mroczne korytarze Svartalfheimu, pełne dymu i huku, rozświetlane tylko czerwonawym odblaskiem ognia, by stanąć znowu twarzą w twarz ze swymi dawnymi wrogami, odczuwał podniecenie. To było wyzwanie - a on przecież kochał wyzwania.
- Przekonam ich. - Loki wzruszył ramionami. - Karły nie są głupie. Wiedzą, że na zgodzie ze mną mogą więcej zyskać, niż na wojnie.
- Karły są mściwe i pamiętliwe. Nie uda ci się.
Na bladą twarz Lokiego wypełzł krzywy uśmiech.
- Ja zawsze osiągam to, co chcę. Zapamiętaj sobie: zawsze.
***
- I jak, udało się? Namówiłeś go?
- Bez trudu. - Beinir rozsiadł się wygodnie na stołku, spoglądając na innego z Asów, przechadzającego się w tę i z powrotem po pogrążonej w mroku komnacie. - Jest całkowicie zdecydowany, by wybrać się do Svartalfheimu.
- Doskonale. Należy ci się nagroda.
- Jeśli można... - uzdrowiciel zniżył lekko głos - chciałbym tę śmiertelniczkę.
- Co wy wszyscy w niej widzicie? - w głosie rozmówcy zabrzmiał cień irytacji. - Ładna, owszem, ale...
- Ładna, nieładna, czy to ważne? - Beinir wzruszył ramionami. - Lokiemu na niej zależy, a ja... ja też chcę się na nim odegrać.
- A, to bierz ją sobie. A propos - nie dziwił się, dlaczego wciąż nie odzyskuje pamięci?
- Wytłumaczyłem mu - zachichotał uzdrowiciel. - Łyknął jak młoda gęś. Może i uważa mnie za partacza, ale widać, nie aż takiego, żeby podważać moją diagnozę.
- Na wszelki wypadek nadal podawaj jej te swoje zioła... i oczywiście, nagrodę odbierzesz, jak już będzie po wszystkim. Pamiętaj!
- Poczekam, aż tak mi się nie spieszy. No więc, wyeliminujemy Lokiego rękami karłów. A potem?
- Dowiesz się wszystkiego... w swoim czasie. Wracaj do siebie i czekaj na dalsze instrukcje.
- Więc mówisz, że już jej się nie polepszy? - Loki ściągnął brwi, patrząc z ukosa na siedzącą przy oknie Raven.
Od wielu dni, odkąd wyrwał dziewczynę z krainy Hel, sytuacja pozostawała wciąż taka sama: Raven nie odzyskiwała pamięci, jej spojrzenie było puste, a twarz bez wyrazu. Loki zapewnił jej opiekę: dwie służki czuwały nad nią dniem i nocą, mając nakazane meldować natychmiast, gdyby cokolwiek się zmieniło. Niestety - Raven wstawała rano, jadła, kiedy ją karmiono, ale poza tym zachowywała się jak bezwolna lalka. Potrafiła cały dzień przesiedzieć nieruchomo, spoglądając gdzieś w przestrzeń, nie reagując na wołanie ani na żadną rzecz, za pomocą której próbowano zwrócić jej uwagę i przywołać z powrotem wygasłe wspomnienia. Jedynym przejawem jej inicjatywy było to, że siedząc przy oknie na przemian splatała i rozplatała warkocz, od czasu do czasu nucąc cicho jakąś niezrozumiałą melodię.
Uzdrowiciel Beinir, młody, przystojny blondyn w dokładnie tym typie, w jakim była większość Asów - Loki czasami myślał, że wyglądają, jakby ich wszystkich odbito od jednego stempla - bezradnie rozłożył ręce.
- Robię co mogę, sam widzisz. Wypróbowałem już chyba wszystkie sposoby, zioła, runy... Myślę, że trzeba odesłać ją do Midgardu. Niech tam sobie sami z nią radzą.
- Nie.
- Czemu się tak przejmujesz? To do ciebie niepodobne. Zakochałeś się w niej, czy co?
- Oszalałeś? - parsknął Loki. - Ja? W śmiertelniczce? Ja po prostu... mam wobec niej dług. Przeze mnie zginęła.
- Nie ona jedna - mruknął sceptycznie Beinir. - Nie masz przypadkiem takiego samego długu wobec... choćby Baldura? - urwał natychmiast, zmrożony spojrzeniem Lokiego.
- Nie twój interes. - Bóg kłamstwa zerwał się z krzesła i zaczął nerwowo przechadzać po komnacie. "Dlaczego ja się w ogóle tłumaczę?" - pomyślał z irytacją. - A w ogóle, wyjaśnij mi jedną rzecz. Jak to się dzieje, że ten dupek Stark odzyskał pamięć i żyje całkiem normalnie - o ile życie z moim bratem można nazwać normalnym - a ona jakoś nie może? Oboje są przecież śmiertelnikami, powinni reagować tak samo...
Beinir uśmiechnął się szeroko i nieco obleśnie.
- Wiesz, może Młotek uzdrowił go sam...? Spróbuj i ty, nawet jeśli nie podziała, przynajmniej będziesz miał z niej jakiś pożytek.
- Wymyśl coś lepszego - warknął Loki. Obaj spojrzeli na dziewczynę; Raven kończyła właśnie rozplatać warkocz, włosy przykrywały jej plecy czarną falą. Szeroko otwarte oczy wpatrzone były w coś za oknem... a może w coś niewidzialnego? Melodia, którą nuciła, urwała się nagle i w komnacie zaległa zupełna cisza.
- Masz skrupuły...?! - Uzdrowiciel potrząsnął głową. - Nie poznaję cię, Loki. Serio.
Loki sam siebie nie poznawał. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się uparł, by najpierw zabrać tę dziewczynę spod władzy swojej córki, potem - by pomóc jej odzyskać pamięć. Przecież, do cholery jasnej, była nikim. Jednym z tych nędznych, midgardzkich robaków, niewartych nawet splunięcia. Takich jak ona rozdeptywał niegdyś setkami, nie zauważając nawet, że pobrudził sobie buty. To jego durny braciszek miał wobec nich jakieś sentymenty... uważał się za ich obrońcę... ale on? On był istotą wyższą. I Beinir miał rację: nie była pierwszą ani jedyną osobą, która zginęła z jego powodu. Więc o co mu właściwie chodziło?
- Nie twój interes, mówię ci po raz drugi i ostatni. - Rzucił uzdrowicielowi wściekłe spojrzenie. - Do niczego się nie nadajesz, partaczu!
Przez twarz Beinira przemknął grymas, jednak blondyn momentalnie się opanował.
- A jeśli chodzi o Starka... - ciągnął obojętnym tonem, jakby ostatnie zdanie w ogóle nie padło - mam teorię. To dojrzały mężczyzna, wiele przeżył. Nić łącząca go ze światem żywych była mocna, więc łatwiej mu było wrócić. Ta tutaj to smarkula, nie zdążyła doświadczyć prawie nic. Jej dusza nie umie trafić tu z powrotem. Tak sądzę.
- Brzmi rozsądnie - mruknął Loki. - Ale co z tego wynika? Jak ją sprowadzić? Jeśli ty nie potrafisz, to może przynajmniej znasz kogoś, kto umie?
Beinir milczał przez chwilę, odwrócony plecami, tak że Loki nie mógł dostrzec jego wyrazu twarzy.
- Hmmmm. Słyszałem o czymś, co może pomóc. Ale...
- Ale co?
- Ale to nic pewnego. I w dodatku niebezpieczne.
Loki tylko parsknął.
- No dobra - Beinir wzruszył ramionami. - No więc, słyszałem, że karły wynalazły coś... nazywają to "klatką na dusze". Podobno można za jej pomocą ściągnąć i schwytać takich właśnie zabłąkanych. Niestety, nic więcej nie wiem. Nawet nie jestem pewien, czy to rzeczywiście działa.
- Które karły?
Beinir uśmiechnął się złośliwie.
- Brokkur. I jego brat Eitri. - Zachichotał, widząc, jak twarz Lokiego pokrywa cień. - Wydaje mi się, że wobec nich też masz dług i to poważny.
Historia o tym, jak Loki postawił własne życie w zakład, że Eitri nie dorówna swemu bratu i nie wykona w darze dla bogów równie cennych przedmiotów, co Brokkur, była szeroko znana w całym Asgardzie. Dzięki temu zakładowi Thor zyskał swój młot, Sif magiczne włosy, inni bogowie również zostali hojnie obdarowani. Jednak fakt, że bóg kłamstwa podstępem wykręcił się od zapłaty, stał się początkiem trwałej niechęci pomiędzy nim a mieszkańcami Svartalfheimu. Część z nich co prawda nadal pracowała dla Lokiego, wykonując różne magiczne gadżety - ot, choćby laskę z błękitnym kryształem, którą posługiwał się często i skutecznie - ale Brokkur i Eitri nie należeli do tej grupy. Bezwiednie dotknął twarzy. Blizny zniknęły już dawno, ale wciąż pamiętał upokorzenie, jakiego doświadczył, gdy zaszyli mu usta, "by już nigdy więcej nie kłamał".
Mimo wszystko, na myśl, by zanurzyć się znów w mroczne korytarze Svartalfheimu, pełne dymu i huku, rozświetlane tylko czerwonawym odblaskiem ognia, by stanąć znowu twarzą w twarz ze swymi dawnymi wrogami, odczuwał podniecenie. To było wyzwanie - a on przecież kochał wyzwania.
- Przekonam ich. - Loki wzruszył ramionami. - Karły nie są głupie. Wiedzą, że na zgodzie ze mną mogą więcej zyskać, niż na wojnie.
- Karły są mściwe i pamiętliwe. Nie uda ci się.
Na bladą twarz Lokiego wypełzł krzywy uśmiech.
- Ja zawsze osiągam to, co chcę. Zapamiętaj sobie: zawsze.
***
- I jak, udało się? Namówiłeś go?
- Bez trudu. - Beinir rozsiadł się wygodnie na stołku, spoglądając na innego z Asów, przechadzającego się w tę i z powrotem po pogrążonej w mroku komnacie. - Jest całkowicie zdecydowany, by wybrać się do Svartalfheimu.
- Doskonale. Należy ci się nagroda.
- Jeśli można... - uzdrowiciel zniżył lekko głos - chciałbym tę śmiertelniczkę.
- Co wy wszyscy w niej widzicie? - w głosie rozmówcy zabrzmiał cień irytacji. - Ładna, owszem, ale...
- Ładna, nieładna, czy to ważne? - Beinir wzruszył ramionami. - Lokiemu na niej zależy, a ja... ja też chcę się na nim odegrać.
- A, to bierz ją sobie. A propos - nie dziwił się, dlaczego wciąż nie odzyskuje pamięci?
- Wytłumaczyłem mu - zachichotał uzdrowiciel. - Łyknął jak młoda gęś. Może i uważa mnie za partacza, ale widać, nie aż takiego, żeby podważać moją diagnozę.
- Na wszelki wypadek nadal podawaj jej te swoje zioła... i oczywiście, nagrodę odbierzesz, jak już będzie po wszystkim. Pamiętaj!
- Poczekam, aż tak mi się nie spieszy. No więc, wyeliminujemy Lokiego rękami karłów. A potem?
- Dowiesz się wszystkiego... w swoim czasie. Wracaj do siebie i czekaj na dalsze instrukcje.
4 komentarze:
Tęskniło mi się za Tonym i Thorem, ale widzę, że wątek Lokiego i Raven, z dodatkową intrygą też zapowiada się wysoce emocjonująco! Lepszy prezent świąteczny w interwebsach trudno sobie wyobrazić.
Aha, i teraz wiem, że laska Lokiego ma na czubku kryształ. Nie gałkę.
Czekam na ciąg dalszy...
Widzę, że szykuje się kolejna intryga...nieźle. Cieszę się, że to rozdział głównie o Raven i Lokim, ale jak dla mnie trochę za krótko...znów nie będę mogła doczekać się kolejnego rozdziału :D
Aaa, nareszcie Loki i Raven! Stęskniłam się za nimi, nie powiem... :)
Szkoda, że tak chcą wykiwać Lokiego. Mam nadzieję, że mimo wszystko uda mu się wyplątać jakoś z tej sytuacji, w końcu jest bogiem kłamstw, nie? :D
Biedna Raven... Oby był happy end i confetti na końcu ich hostorii, bo innego rozwiązania nie widzę :)
Yasmin
Yaay, dziękuję za genialny rozdział !
Kurde blaszka wiedziałam, że coś nie tak z tym Beinirem od razu.
Loki się jakoś z tego wyplącze, prawda ?
Fikcyjna
Prześlij komentarz